Ma zaledwie 9 centymetrów. Co roku dominikanie urządzają jej kąpiel… w winie. Niewielka Madonna w Gidlach od wieków wyprasza cuda. Niektóre z nich zostały opisane w marcowym numerze „Miejsc Świętych”.
Jan Czeczek otarł pot z czoła. Był już solidnie zmęczony. Orał pole pod zasiew. Nagle zdumiony zauważył, że jego woły padają na kolana. Z bruzdy w ziemi biła nieopisana jasność. Chłop schylił się i zauważył maleńką zabłoconą figurkę. Była pierwsza niedziela maja 1516 r.
Wieśniak zabrał figurkę do domu i wrzucił na dno skrzyni. Postanowił ją sprzedać przy pierwszej lepszej okazji. Jego chciwość została jednak ukarana. Do dziś w Gidlach śpiewa się: „Nad całą jego gospodą / Nawiedził go Bóg chorobą / Na dziatki i żonę jego / I na niego też samego”. Rodzina Czeczków straciła wzrok. Dopiero, gdy chłop przekazał figurkę proboszczowi, który w uroczystej procesji przeniósł ją do kościoła, a wodą, którą obmyto posążek, Czeczkowie skropili sobie oczy, odzyskali wzrok. Od tej pory o „Pani na Gidlach” zrobiło się głośno, a opowieści o niezliczonych cudach przyciągały do białego dominikańskiego kościoła tłumy. Gidle – mała wioska między Częstochową i Radomskiem – stały się sławne. Między I a II wojną światową były trzecim najchętniej odwiedzanym polskim sanktuarium: po Jasnej Górze i Ostrej Bramie.
Taki „trupek”
W pierwszą niedzielę maja dominikanie urządzają figurce kąpiel zwaną „Kąpiółką”. Na pamiątkę cudownego uzdrowienia rodziny Czeczków zanurzają Madonnę w białym wytrawnym winie, które później rozdają ludziom w ampułkach. Ich receptura jest prosta: kropla wina i wiadro wiary. – Młotek nie jest w stanie wbić gwoździa, jest narzędziem, które musi być poruszone – wyjaśnia przeor o. Marek Grzelczak w wywiadzie opublikowanym w najnowszym numerze „Miejsc Świętych”. – Jak Jezus posłużył się błotem, czy frędzlami płaszcza, które same w sobie nie miały mocy, lecz służyły woli Bożej, tak jest i z winem z Gidel. W pierwszą niedzielę miesiąca bracia świętego Dominika w czasie Mszy świętej modlą się za chorych. – To, o czym chcę opowiedzieć, zdarzyło się 17 października 2005 roku w rodzinie mojej córki – opowiada wzruszona Maria Łyp. – Pod Częstochową wpadł na nich samochód sportowy. Czołowe zderzenie. Z samochodu został wrak. Córka straciła przytomność, ale żyła. Dziesięciomiesięczną Emilkę wyciągnięto i zawieziono do szpitala w Częstochowie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz