Kościół w Polsce potrzebuje dyskusji o tożsamości kapłana, a nie użalania się nad sobą i rzucania ogólnikowych oskarżeń, jak to robi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Co ma zrobić ksiądz, do którego przychodzi świecki, zbulwersowany wypowiedzią innego księdza? I to nie wypowiedzią na ambonie lub podczas katechezy, lecz w wywiadzie dla wielkonakładowej gazety codziennej?. Znalazłem się w takiej sytuacji niedawno w związku z wywiadem ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego dla dziennika „Polska”. Moich rozmówców (mnie też) bulwersował już tytuł wywiadu „I ja chciałem odejść z kapłaństwa”, a gdy wczytali się w uzasadnienie, z którego wynika, że powodem tak drastycznej decyzji miał być zakaz wypowiadania się dla mediów na temat lustracji w Kościele i zbyt ogólnikowa rozmowa z kard. Dziwiszem, oburzali się jeszcze bardziej. „I to ma być powód, żeby porzucić kapłaństwo?” – irytował się jeden z nich, mocno zaangażowany w życie Kościoła i pełen szacunku dla księży. „To jakbym ja zaczął opowiadać w mediach, że chciałem się rozwieść, bo moja żona nie była dla mnie wystarczająco miła”.
Ciężkie zarzuty
Ksiądz Zaleski w wywiadzie promującym jego nową książkę stawia bardzo ciężkie zarzuty. Mówi, że „problemy ostatnich lat pokazały, że Kościół to przede wszystkim biskupi i księża oraz przy okazji jakaś grupa świeckich”. Twierdzi, że Kościół w Polsce „działa jak korporacja”, ubolewa, że wśród księży istnieją „ogromne podziały”, wynikające „z braku wizji dla polskiego Kościoła po śmierci Jana Pawła II”. Diagnozuje, że powodem nagłaśnianych ostatnio przez media odejść księży jest „zła polityka personalna, brak zainteresowania człowiekiem i pozostawianie bez pomocy księży, którzy przeżywają kryzys”. Wystawia wreszcie cenzurkę całej wspólnocie: „W Kościele panuje potrzeba utrzymania status quo i »świętego spokoju«. Mówi się: »dobrze jest, jak jest«. Mówi się też, że najlepszy ksiądz to takie »bmw«, czyli bierny, mierny, ale wierny”. Zapewne mieszczę się w kategorii „bierny, mierny” i staram się z tymi negatywnymi cechami walczyć. Ale nie rozumiem, co złego jest w tym, że księża są „wierni”. Wierni Bogu, wierni Kościołowi, wierni swemu powołaniu i wierni przyrzeczeniu posłuszeństwa, jakie składają, przyjmując święcenia. Wszak członków Kościoła katolickiego nazywa się „wiernymi” i termin ten co najmniej w takim samym stopniu odnosi się zarówno do świeckich, jak i do duchownych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Artur Stopka