Jestem właśnie świadkiem odejścia młodego księdza. To prawdziwy dramat. Nie tylko dla niego. Także dla jego rodziny, dla ludzi, którzy go znają, którzy nieraz wiele mu zawdzięczają.
Nad podjęciem niesłychanie trudnej decyzji myślał ponad dwa lata. Nie robi z siebie bohatera. Wie, że jego odejście jest czymś złym. Że złamał przyrzeczenie złożone samemu Bogu. Że popełnił grzech. Uważa, że wybrał mniejsze zło, ale zło. Swoje odejście przeprowadza po cichu, po zakończeniu roku szkolnego, aby – jak mówi – nie powodować dodatkowego zgorszenia.
Nie pochwalam tego, co zrobił, nie akceptuję, ale staram się zrozumieć. Zachowuję dla niego szacunek. Nie rozumiem natomiast księży, którzy z porzucenia sutanny robią medialne widowisko. Nie rozumiem byłych księży, którzy po odejściu nie mają najmniejszego poczucia winy i zachowują się tak, jakby należała im się pochwała. Nie rozumiem, jak mogą nadal pojawiać się w mediach i bez drgnienia powieki wypowiadać w charakterze „autorytetów” na temat Kościoła.
Pamiętam słowa św. Pawła: „Niech ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł”. Dlatego nie zamierzam nikogo potępiać. Ale wydaje mi się, że obnoszenie się ze swoim grzechem jest nie tylko niechrześcijańskie. Jest śmieszne.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Artur Stopka