Ponad sto tysięcy ludzi głośno śpiewających i wznoszących do góry ręce. Mecz? Nie. Czuwanie Odnowy w Duchu Świętym. W tym roku niezwykle trudne.
Marcin Kleczkowski przyjechał aż z Augustowa. Właś-nie drzemie pod ogromnym żółtym transparentem BETEL. Jego wspólnota jechała dwoma autobusami przez całą noc. Przed nimi kilkanaście godzin w prażącym niemiłosiernie słońcu i długi powrót. Warto tak tłuc się po Polsce, nie przesypiając dwóch nocy? – Jestem człowiekiem, który najchętniej siedziałby w domu i zajmował się swoimi sprawami. A naprawdę mam co robić – uśmiecha się. – Taki wyjazd wybija z rytmu. Sprawia, że muszę się przełamać, ruszyć w drogę. Chcę doświadczyć wspólnoty. Nabrać wiatru w żagle. – To ciekawe. Wielu, by nabrać wiatru w żagle, jedzie do Augustowa – rzucam – a wy przyjeżdżacie pod Jasną Górę. Śmiejemy się, ale wiemy, o jaki wiatr chodzi. O powiew, który czuli na plecach spacerujący po rozpalonym do czerwoności piecu trzej młodzieńcy. O Ruach: oddech, tchnienie Ducha Świętego.
Sobotni poranek, 19 maja. Na niebie ani jednej chmurki. Nad tłumem ogromny napis: BĄDŹ GORĄCY. Pan Bóg bardzo dosłownie potraktował hasło tegorocznego czuwania. Z nieba leje się żar, na trawie wyrasta las parasoli. Ludzie chroniący się w ich cieniu słuchają świadectw. Wysoko na murach przy mikrofonie Stanisława Iżyk, od lat związana z toruńską wspólnotą „Dom zwycięstwa”, łagodnym, pewnym głosem opowiada o potrzebie radykalnego oddania się Jezusowi. Bez wahania. Bez zastrzeżeń. Bez reszty.
Twarze w dłoniach
Wysoko na ołtarzu błyszczy monstrancja. Trwa adoracja. Sto tysięcy ludzi klęczy w absolutnej ciszy. Słychać karetki pogotowia jadące na drugim końcu miasta. Ciszę rozdzierają przejmujące słowa. Osoba prowadząca modlitwę pyta: – Czy zgadzasz się ze względu na imię Jezusa na poniżenie, wytykanie palcami, prześladowanie? Czy zgadzasz się pójść jak owce między wilki?
Jestem tu dziś „służbowo”, ale słysząc bardzo trudne i wymagające słowa, czuję ciarki przechodzące mi po plecach. – Czy zgadzasz się być ofiarą? Czy zgadzasz się pójść za Bogiem, aż po męczeństwo? Patrzę na rozmodlony tłum. Momentalnie znikają uśmiechy. To nie przelewki. – Czy zgadzasz się pójść aż po męczeństwo? – niesie echo. Na znak potwierdzenia obok mnie wstaje kilkadziesiąt osób. Wielu pozostaje na kocach. Zakrywają twa- rze dłońmi. Walczą z tchórzostwem? Płaczą? Ludzie w kompletnej ciszy modlą się o ewangeliczny radykalizm. Proszą, by sól nie straciła smaku i nie została wyrzucona.
Na potwierdzenie prowadzącym spotkanie „otwiera się” słowo o nieurodzajnym drzewie figowym. „Wytnij je. Po co jeszcze ziemię wyjaławia?” – mocno brzmią słowa w głośnikach. – Jeszcze na rok je pozostaw. A ja okopię je i obłożę nawozem. Może wyda owoc?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz