Znajomi, słysząc o ich dramatycznej historii, kręcili głowami: tego nie da się przebaczyć. Tymczasem rodzice zamordowanej nastolatki przebaczyli. Jakim cudem?
Słyszałeś? Wiesiek przyjechał do Polski. Spotkamy się? – dzwoni Maciek. – Jasne. Wiesiek jest starym narkomanem, którego Bóg cudownie uwolnił ze śmiertelnego nałogu. Mieszka w Medjugorie, rzadko przyjeżdża nad Wisłę. Jedziemy do Krakowa. Obok nas przystanki autobusowe obklejone od stóp do głów plakatami. Uśmiecha się z nich delikatnie szesnastolatka. Mruży oczy. „Zaginęła Marta Bryła” – czytamy.
Szuka jej cały Kraków.
– A gdzie zatrzymał się Wiesiek? – W domu Bryłów – odpowiada Maciek. Hmm, skąd ja znam to nazwisko? Zimny pot. Widziałem je przed chwilą na plakacie. W samochodzie cisza jak makiem zasiał. Za kwadrans trafimy do domu, w którym rodzice od dwóch tygodni bezskutecznie czekają na córkę. Gdzie jest? Dlaczego nie wróciła ze szkoły? Jak się czuje? Została porwana? Płacze? Żyje?
Co spotkamy za chwilkę? Histerię? Przekleństwo? Z wielką obawą przekraczamy próg i jak mydlana bańka pryskają wszystkie domysły. Ani cienia histerii. Jasne oczy Gosi, matki Marty, są czerwone, widać, że sporo przepłakała, ale od razu częstuje nas herbatą. Co chwilkę ktoś przychodzi: przyjaciele, karmelita z Czernej, Jan Budziaszek. Gospodarze proponują: odmówimy Różaniec? To nie zabawa słowami. To modlitwa na śmierć i życie. Modlimy się za Martę, gdziekolwiek jest. – Módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinie śmierci – mocno brzmią słowa w wypełnionym światłem pokoju.
Ciemna dolina
Kilkanaście dni później dostaję SMS-a. „Marta nie żyje”. Została brutalnie zamordowana przez Marka, swojego chłopaka, studenta – krzyczą sensacyjnie pierwsze strony gazet. „Dziennik Polski” artykuł „Czterdzieści ciosów” zamieszcza obok tekstu „Wisła wygrała z Amicą 1:0”. Typowy medialny koktajl. Wiadomość elektryzuje cały Kraków. Na pogrzebie tłumy. Koledzy z liceum płaczą.
W dniu, w którym zginęła Marta, w kościołach śpiewano psalm: „Choćbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”. Rodzina Bryłów weszła w bardzo ciemną dolinę. Łatwo było zabłądzić w gąszczu emocji i zranień. Psalm jednak zapewniał: „Twoja laska jest tym, co mnie pociesza”. I tak było naprawdę. Słowa Ewangelii tego dnia dotykały: „Rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień”. Bryłowie odrzucili kamienie. Rozluźnili pięści. Zacisnęli je na różańcu. Przez cały rok mam przed oczami spokojne oczy Gosi. Jej zaufanie. Skąd się ono bierze? Biorę do ręki pilota. Kobieta na jakiejś sali sądowej zaciska pięści i krzyczy: śmierć za śmierć! Wyłączam telewizor. Znów spokojna twarz Gosi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz