U gdańskich dominikanów dzieją się niewiarygodne rzeczy. Rodzice zastępują kapłanów w głoszeniu kazań.
Na małych dziesiątkach nie ma nudy. Małymi dziesiątkami ludzie nazwali Msze św. dla najmłodszych w gdańskim kościele dominikanów pw. św. Mikołaja. Zaangażowani w to przedsięwzięcie ojcowie i matki na 10 minut zamieniają się w duszpasterzy i głoszą kazania. Na wszystko oczywiście zgadzają się dominikanie. Wygląda to tak: kiedy podczas Mszy św. ma rozpocząć się kazanie, dzieci są wyprowadzane do zakrystii i słuchają pogadanki przygotowanej przez jednego z rodziców. W tym czasie pozostali wierni słuchają w kościele kazania wygłaszanego przez księdza. – Nasze dzieci nudziły się w kościele podczas homilii – mówi Dorota Rybak, pomysłodawczyni małej dziesiątki. – Wzięłam sobie do serca słowa: „Zamiast narzekać, zrób coś i to zmień” – dodaje Beata Opalińska, zaangażowana od początku w przygotowywanie katechez.
Zaczęło się od SMS-a
Każde spotkanie to wyzwanie dla prowadzącego. – Połączyć słowa aktualnego fragmentu Ewangelii z treścią zrozumiałą dla trzy-, cztero-, pięciolatków nie jest łatwe – mówią Magdalena i Robert Bogdanowiczowie. Na małą dziesiątkę chodzą od dwóch i pół roku. Tyle lat ma Kasia, ich córeczka. Początkowo, uczestnicząc w Eucharystii, podziwiali pomysłowość znajomych przygotowujących kazania. – Pewnego dnia pojawiło się w rozmowach pytanie: „A może i wy spróbujecie?” – wspomina Robert. Początkowo odpowiedzieli negatywnie, obawiając się tremy i braku pomysłów. – Kiedyś podczas wakacji, gdy byliśmy akurat w górach, dostaliśmy SMS-a: „Pozdrawiamy, mała dziesiątka na was czeka, mamy wolny termin, nie ma kto poprowadzić” – z uśmiechem wspomina Robert Bogdanowicz. – Długo pracowaliśmy nad tekstem i uczyliśmy się go wygłaszać. Na szczęście wszystko się udało, dzieci były zainteresowane. Teraz wiemy, że każde spotkanie wymaga wiele pracy, a przede wszystkim serca i cierpliwości do dzieciaków.
Autorskie pomysły
Każdy z prowadzących ma swoją metodę pracy. – Przygotowując temat, oswajam się z nim przez tydzień – mówi Dorota Rybak. – Myślę o nim, jadąc samochodem czy podczas spaceru. Dzięki temu obcuję ze słowem Bożym przez cały ten czas. Beata Opalińska stawia na Internet. – Najpierw przeglądam czytania na moją niedzielę, propozycje homilii, szukam tekstów pieśni. Pomysły testuję na mężu i czteroletniej córeczce. Jeżeli się krzywią, to znak, że przeróbki są pilnie potrzebne – wyjaśnia. Wśród prowadzących są także osoby, które nie mają jeszcze swoich dzieci. Olgę Ciarkowską do współpracy zaprosiła pani Beata. – Mimo wątpliwości, czy nadaję się do pracy z dziećmi, postanowiłam spróbować – mówi Olga Ciarkowska. – Dla mnie najtrudniejsze jest przewidzenie reakcji dzieci i tego, co będą w stanie zrozumieć, a co będzie dla nich zbyt abstrakcyjne – dodaje.
Wpadki małe i duże
Czasami zdarzają się „wpadki”. – Pewnego razu prowadzący nie zmienili czasu w zegarkach z zimowego na letni i... po prostu nie przyszli. Musiałem ich zastąpić i „improwizować” bez przygotowania – wspomina Michał Rybak. – Udało się i chyba nikt się nie zorientował, że coś było nie tak. Innym razem, w trakcie opowiadania o skarbie i św. Mikołaju – biskupie z Miry, prowadząca opowiadała dzieciom, że był to bardzo bogaty człowiek. Na dowód, że tak było, wyciągnęła szkatułkę pełną złotych monet. Na to jeden z chłopców głośno zauważył: – Przecież to jest tylko czekolada w złotym papierku!
Ostatnio twórcy małej dziesiątki wymieniają uwagi za pomocą e-maili. W jednym z nich mogli przeczytać refleksje uczestników: „Na jednej z ostatnich MD były już dwa koce pełne dzieci”. – Mamy nową miarę: jeden koc równa się dwadzieścioro dzieci – śmieje się Magdalena Bogdanowicz. – Teraz często jest tak, że dzieci i rodziców zakrystia już prawie nie mieści. Również pomoce dydaktyczne trzeba wykonywać w liczbie co najmniej 50 sztuk – zauważa. – To już takie spore katolickie przedszkole.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Urbański