Za kryzys wokół abp. Wielgusa główną winę ponoszą dziennikarze. Ta opinia świadczy o niezrozumieniu roli, jaką w demokratycznym społeczeństwie pełnią media.
Niektóre środowiska kościelne widzą w mediach siły ciemności. „Szwadrony śmierci”, „prasowa nagonka”, „atak pismaków” – te i podobne określenia są częstą odpowiedzią kościelnych środowisk na jakąkolwiek krytykę. Jeśli w prasie, radiu czy telewizji pojawiają się jakieś złe wiadomości na przykład na temat duchownego, to zdrową reakcją Kościoła powinno być spokojne dojście do ustalenia, jaka jest prawda.
Oczywiście dziennikarze mogą się mylić, i często się mylą, ale jeśli mamy do czynienia z poważnymi mediami, a nie z brukowcami, to wtedy zamiast wołać, że media atakują Kościół, trzeba spokojnie zbadać sprawę. W sytuacji oskarżenia Kościół nie może bać się prawdy, nawet tej trudnej. Mydlenie oczu budzi jeszcze większe podejrzenia. Dziennikarze nie są święci. Sporo postaw i zachowań tego środowiska można i trzeba krytykować z pozycji chrześcijańskich. Jednak lekceważenie lub programowa postawa obronna wobec mediów jest przejawem niezrozumienia ich znaczenia we współczesnym świecie. Co więcej, może być grzechem zaniedbania.
Media jako religia
Ksiądz Tomasz Halik zwraca uwagę, że media przejęły wiele aspektów religii. To one bowiem „oferują symbole, interpretują świat, wpływają na sposób myślenia i zachowania ludzi, tworzą sieć informacji. Są także i przede wszystkim arbitrami prawdy – prawdziwe i ważne staje się to, co ludzie zobaczyli »na własne oczy« w wiadomościach telewizyjnych. (…) Bez medialnego rezonansu jakiekolwiek zjawisko czy myśl mają dziś nikłe szanse na uzyskanie społecznego wpływu”.
Uważam tę diagnozę za trafną. Można się zżymać i krytykować tę rzeczywistość, ale nie wolno jej ignorować. Tymczasem przedstawiciele Kościoła mają tendencję albo do lekceważenia mediów („co oni w ogóle wiedzą?”, „nie znają się na teologii, a chcą mówić o Kościele”), albo, co gorsza, do programowego traktowania ich jak wrogów (zamykanie przed nosem dziennikarzy drzwi kurii i probostw, milczący rzecznicy prasowi itd.). Takie zachowanie wyrządza szkodę Kościołowi. Nieobecność w mediach jest bowiem równoznaczna z wycofaniem się z publicznej przestrzeni. To odebranie sobie samemu prawa głosu. Nieraz słychać, że Kościół nie da się zamykać w zakrystii. Okazuje się jednak, że Kościół najczęściej sam się w tej zakrystii chowa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz religia@goscniedzielny.pl