Papież Franciszek pożegnał swojego Poprzednika nie hagiografią, a homilią, która kieruje myśli słuchacza ku Bogu. Zgodnie z teocentrycznym myśleniem i życiem ś.p. Josepha Ratzingera/BenedyktaXVI.
05.01.2023 12:34 GOSC.PL
"Postawił Boga w centrum teologii, w centrum życia Kościoła", „przywrócił Boga do tego centrum, w którym wcześniej stawiano człowieka”, słyszałem często od znawców i miłośników Benedykta XVI. Pełna zgoda. Nie bardzo zatem rozumiem, dlaczego teraz, gdy papież Franciszek w głęboko ewangelicznej, nie hagiograficznej, homilii postawił w centrum Boga właśnie, a nie Benedykta, już odzywają się głosy, że nie zachował się jak trzeba, bo nie wyeksponował wystarczająco walorów i osiągnięć zmarłego… Tak, to prawda, że tak często wyglądają homilie pogrzebowe, nawet z chrześcijańską oprawą. Tyle że nie taka jest nasza wiara, nie taka jest wiara Kościoła, by nawet w obliczu śmierci, nawet śmierci najbardziej świątobliwego, zasłużonego, zapewne już nawet świętego człowieka myśli zebranych kierować przede wszystkim ku zmarłemu, choć to jego osoba naturalnie nas zgromadziła. Soli Deo Gloria.
Charakterystyczne to bardzo, niestety, że gdy Franciszek w praktyce realizuje to, co postulował Benedykt – stawia Boga właśnie i perspektywę spotkania z Nim w centrum Kościoła przeżywającego wspólnie pożegnanie wielkiego papieża i teologa – że to może wywoływać w kimś wrażenie „nietaktu” czy wręcz „lekceważenia” zmarłego. To charakterystyczne, bo każe postawić pytanie, czy w tym nieustannym powoływaniu się na myśl Benedykta, często w opozycji do tzw. nowinkarstwa, czy w tym wszystkim na pewno o Boga zawsze chodzi.
„Benedykcie, wierny przyjacielu Oblubieńca, niech Twoja radość będzie doskonała, gdy będziesz słyszał jego głos ostatecznie i na zawsze", zakończył homilię Franciszek. Nic dodać. Benedyktowi wystarczy.
Zobacz: Nasza relacja z uroczystości pogrzebowych Benedykta XVI
Jacek Dziedzina