– Tu nigdy nie było słychać kroków Brata Alberta, przybył dopiero po śmierci – mówi s. Krzysztofa, albertynka. Pod ołtarzem leżą w trumience szczątki doczesne świętego. W gablotach i archiwum rzeczy, których dotykał.
Zachowały się nawet brązowo-siwe włosy z brody, tuż po śmierci obcięte przez siostry. I najważniejszy obraz: „Ecce Homo”, który zaczynał jeszcze jako znany malarz, Adam Chmielowski. To od niego pochodzi nazwa tego, chyba jedynego pod takim wezwaniem, sanktuarium na świecie.
Adam Chmielowski miał swoją pracownię w Krakowie przy Basztowej, koło dworca. Jego przytuliska dla bezdomnych powstawały przy Krakowskiej, Piekarskiej i Skawińskiej. Za to tu, w Czerwonym Prądniku, mieszkała i zmarła kontynuatorka jego dzieła, pierwsza przełożona generalna albertynek – zwana siostrą starszą – błogosławiona Bernardyna Jabłońska. Poznali się na odpuście w Horyńcu koło Lubaczowa, gdzie Brat Szary zakładał pustelnie. Ona jeszcze nie miała 18 lat, on był po czterdziestce. – Nie pozwolił jej wstąpić do innego zakonu, bo już po pierwszej rozmowie wiedział, że ma dla niej w swoim zgromadzeniu kandydata na męża – opowiada s. Krzysztofa, od 30 lat w zakonie. – Zawsze ją wspierał, także tutaj. Ludzie przychodzą ze względu na niego i poznają błogosławioną. – To jeszcze mało obstawiony święty, dlatego zawsze mnie wysłuchuje – powtarzała, otaczająca go szczególnym kultem, nieżyjąca już Wanda Zanussi, matka reżysera, urodzonego 17 czerwca, we wspomnienie Brata Alberta. – Może jest za mało reklamowany – zastanawia się pani Krystyna, lwowianka, od roku mieszkająca w albertyńskim domu dla starszych pań. – A to święty fenomen. Artysta, który zniżył się do ubóstwa. Przebywał z upadłymi, bandziorami, a został sobą. I znalazł w tym szczęście. Ostatnio bardzo mi pomógł.
Młode sanktuarium
Łatwo tu trafić, obok krzyżują się trasy w kierunku Warszawy, Katowic, Tarnowa. Kościółek „Ecce Homo” ledwie widać zza muru klasztoru ss. albertynek. Zaprojektowali go Marzena i Wojciech Kosińscy w stylu góralskim, żeby przypominał pustelnię na Kalatówkach, zbudowaną przez Brata Alberta. Drewniany dach, a w środku to, co najważniejsze: – Chrystus Eucharystyczny, obraz „Ecce Homo” i relikwie św. Brata Alberta i bł. Bernardyny. Prosto, zwyczajnie, jakby chciał brat Albert – mówi s. Krzysztofa. Obok dom generalny, nowicjat, „chatka”, gdzie mieszka kard. Macharski, dom dla starszych pań, kuchnia dla potrzebujących. To, o co zabiegał Brat Albert, który najpierw dawał potrzebującym posiłek, nocleg, a potem dbał o sprawy ducha. Relikwie świętego przeniesiono tu po konsekracji w 1985.
– To jeszcze młode sanktuarium – opowiadają pątnicy z Łodzi, którzy zatrzymali się w tutejszym domu pielgrzyma. – Zaglądają tu po Łagiewnikach. Podpis Marka Skwarnickiego widnieje na akcie poświęcenia kościoła. Poeta ma szczególny kult dla świętego i miejsca. – To patron artystów. Przed niepodległością w tej świątyni zbieraliśmy się na modlitwie – mówi. Brat Albert imponuje mu patriotyzmem. I tym, że kiedy stracił nogę, żył jakby był zdrowy. – Ile razy leżałem w szpitalu, zawsze się do niego modliłem – wyznaje. Najpiękniejszy z ludzkich synów/Jezu Chryste Miłosierny / Twa korona nie z wawrzynów / lecz z raniących czoło cierni, śpiewają pieśń do jego wiersza przed obrazem „Ecce Homo”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych z cyklu 'Cudowne wakacje'