Ks. Michał Czajkowski przyznał się do współpracy z SB i przeprosił. To ważne wydarzenie dla procesu oczyszczania pamięci w Polsce.
Co prawda zrobił to z opóźnieniem i nie z własnej inicjatywy, ale jego przypadek jest „otwarciem drzwi” dla innych i daje nadzieję, że rozliczanie z przeszłością może odbywać się po ludzku i po chrześcijańsku. Sprawa TW „Jankowskiego” pokazuje również, że w trudnej kwestii lustracji w Kościele wielką pozytywną rolę mają do odegrania ludzie świeccy.
Paradoks historii
Początek współpracy ks. Czajkowskiego z SB jest ściśle związany z tragedią Poznańskiego Czerwca 1956. Przypadkowo, jako kleryk, był świadkiem tamtych wydarzeń. Kilkanaście dni później został wezwany na posterunek i UB – wykorzystując poczucie zagrożenia, jakie odczuwał – zdołało go zwerbować. Jednak po kilku tygodniach zerwał współpracę.
W roku 1960, już jako księdza i studenta KUL, zwerbowano go powtórnie, odwołując się do szantażu na tle obyczajowym. Z opracowanego przez miesięcznik „Więź” raportu wynika, że przez 24 lata niemal bez przerwy intensywnie współpracował z PRL-owskimi organami bezpieczeństwa, dostarczając, niejednokrotnie z własnej inicjatywy, wielu cennych dla nich informacji na temat Kościoła katolickiego w Polsce; donosił na wielu ludzi, w tym biskupów, księży i działaczy opozycji. Wykonywał również liczne zadania zlecane mu przez kolejnych funkcjonariuszy. Jak wynika z opracowania „Więzi”, ks. Czajkowskiego, współpracującego pod pseudonimem „Jankowski”, prowadziło aż jedenastu funkcjonariuszy UB, wywiadu i SB, z których najbardziej znanym jest organizator morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki, płk Adam Pietruszka. Ks. Czajkowski definitywnie zerwał współpracę następnego dnia po zamordowaniu ks. Jerzego przez trzech esbeków.
Dlaczego się przyznał?
Jak wynika ze słów Zbigniewa Nosowskiego, redaktora naczelnego miesięcznika „Więź”, ks. Czajkowski nigdy nie przyznał się do współpracy swym przełożonym. Chociaż niektórzy, jak na przykład kard. Kominek, o niej wiedzieli. Inni się domyślali. Gdy jego wieloletnia działalność donosicielska wyszła na jaw, również nie od razu się przyznał. W wywiadzie dla „Życia Warszawy”, które w atmosferze sensacji ujawniło całą sprawę, stanowczo zaprzeczył.
Dlaczego wobec tego przyznał się teraz? Zbigniew Nosowski mówi, że był to długi i wielopłaszczyznowy proces, ale przyznaje, że w pewnym uproszczeniu można stwierdzić, iż to środowisko „Więzi” go do tego skłoniło. Nieoficjalnie mówi się o szczególnej roli Tadeusza Mazowieckiego (wieloletniego redaktora naczelnego „Więzi”) w przekonaniu ks. Czajkowskiego do przyznania się.
„Wyrażałem już skruchę wobec Boga. Teraz czynię to także wobec ludzi. Pragnę przeprosić wszystkich (także moich Najbliższych) i prosić o wybaczenie – zwłaszcza tych, których skrzywdziłem. Wina moja jest bezsporna. Trudno to 24-letnie uwikłanie tłumaczyć tylko epoką, naiwnością, lękiem, zbytnią swobodą wypowiedzi. Dałem dowód słabości charakteru” – napisał ks. Czajkowski w oświadczeniu zamieszczonym w lipcowo-sierpniowym numerze „Więzi”. – To oświadczenie jest „podpisem” ks. Czajkowskiego pod naszym raportem – wyjaśnia Nosowski.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Artur Stopka