Józio do Polski trafił jako łup wojenny. Malutki Japończyk został polskim księdzem. Ale wszystkim opowiadał, że jest Chińczykiem.
Rok 1905. Rosja prowadzi krwawą wojnę z Japonią. Na polskie Podole, będące od ponad stu lat pod zaborem rosyjskim, wraca zmęczony oficer carskiej armii. Na koniu wiezie łupy wojenne i ruchome zawiniątko. To malutki japoński chłopczyk, porwany przez oficera w jakiejś wiosce. – Będziesz prezentem dla mojej żony – śmieje się żołnierz. Przerażonemu, skulonemu ze strachu chłopcu w żółtej koszulce nie jest do śmiechu. Nie rozumie ani słowa.
Koszmarny sen
Wjeżdżają do Krzemieńca Podolskiego. Żona ogląda wojenne łupy, przygląda się chłopcu. Atrakcyjny łup szybko przemienia się w dramat dziecka. Chłopczyk nie może się porozumieć, jego wycieńczony organizm nie przyjmuje nieznanej, kresowej kuchni. Rodzina carskiego oficera szybko nudzi się azjatyckim czterolatkiem. Dziecko ląduje na ulicy. Jest chudziutkie, schorowane, pobrudzone własnymi odchodami. Błąka się po krzemienieckich śmietnikach, pod nosem bełkocząc niezrozumiale słowa: Kaing ba, Kaing ba. I wtedy zdarza się cud pierwszy.
– Ulicą przechodziła właśnie ciocia mojego ojca. Religijna, szanowana kobieta, z pochodzenia hrabianka – opowiada Teresa Likon z Sopotu. – Widząc skulone, przestraszone maleństwo, zabiera je do domu. Ma mocną wiarę, że modlitwa przywróci mu zdrowie. – Co robisz? A carska policja? Nie boisz się dochodzenia? Toż to przecież wrogi Japończyk! – kręcą głowami znajomi.
– Józefie, ja ciebie chrzczę w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego – słyszy na głową skrajnie wyniszczony chłopczyk. Nowi opiekunowie zanieśli go do kościoła. Ma już imię. Nazywa się Józef. Nazwisko? Kaing ba. Ceremonia chrztu przypomina trochę sakrament chorych. Na twarzach opiekunów smutek, wokół zapalone świece. Po Mszy chłopak wraca do domu. I wtedy zdarza się cud drugi.
– Oblanie wodami chrztu przywraca mu życie – opowiada pani Teresa, z zawodu lekarka – sam często o tym opowiadał. Mały Józio jest chowany w miłości, w katolickiej rodzinie wujostwa. Warunki zaborów nie pozwalają na poszukiwanie jego japońskiej rodziny, więc wujostwo adoptuje chłopaka. Józio Kaing-Ba ma już rodziców. I datę urodzenia. W metryce kapłan wpisuje: 1901, rok urodzenia mojego ojca, Antoniego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz