Do jego grobu pielgrzymują odwiedzający Cmentarz Łyczakowski. Klękają, całują postument z figurą Dobrego Pasterza, proszą o łaski. Ks. Zygmunt Gorazdowski to jedyny kanonizowany pochowany na tej nekropolii
Za świętego uważano go już za życia. W czasie epidemii cholery w Wojniłowie, kiedy bez lęku opatrywał i grzebał chorych, nawet Żydzi z wdzięcznością całowali kraj jego sutanny, szepcząc „święty”. Z cmentarnego wzgórza widać ceglaste budynki Domu Pracy, które zbudował dla 100 bezdomnych (dziś obiekty wojskowe). Tam przestawali pić, zaczynali pracować w ogrodzie, kuchni, w domach bogatych. – Człowiek bez pracy się rozkłada – mówi s. Eugenia, delegatka sióstr józefitek na Ukrainę. Po zajęciach urzędowych idzie do szwalni szyć szaty liturgiczne. – Rzymscy katolicy narzekają, że nasze szaty uboższe od prawosławnych. Ale mamy maszynę do haftów, będą piękniejsze.
Ulica Kopernika 20, naprzeciw pałacu Potockich. Wysokie drugie piętro. S. Eugenia: – Nieraz bezdomni dzwonią o 2 w nocy, że chcą coś zjeść albo się przespać. Raz wychodzę rano, na klatce czuć smród, jakaś pani liczy słoiki ze śmietnika: „Nic nie ukradłam” – mówi. To lwowski adres sióstr józefitek, których zgromadzenie w 1884 r. założył ks. Gorazdowski. Właśnie do służby biednym, bezdomnym, chorym. Nazywano go opiekunem dziadów. Lwowskim Bratem Albertem (obaj święci spotykali się nieraz). Żył skromnie, miał tylko połataną sutannę (bieliznę często rozdawał potrzebującym), a do skarpet dla umartwienia wkładał kamyki. Kilkanaście domów, które, prosząc, zbudował we Lwowie dla swoich ubogich, stoi do dziś. Choć nie służą już dawnym celom. Za to józefitki pracują tu nadal. A z jednej Szepetówki (miasto 50 tys., 300 katolików) wstąpiło do zakonu aż 10 sióstr. – Niektóre nawróciły swoich bliskich, inne do końca życia będą się modlić za niewierzących – mówi s. Joanna, przełożona.
Na kolanach ojca
Przy Kopernika znajduje się dom formacyjny młodych zakonnic. W kaplicy, gdzie znajdują się kości z prawej dłoni Świętego, modlą się cztery postulantki. S. Anastazja z Odessy, s. Oksana z obwodu chmielnickiego, s. Ola ze słynnej Szepetówki, s. Witia z Kijowa. Dziś na dni skupienia przyjechały tu dziewczęta z obwodu chmielnickiego. Dla odpowiedzialnej za zgrupowanie s. Tatiany (po ekonomii, 10 lat w klasztorze) ważne jest, żeby nastolatki wychowane w atmosferze antykościelnej mogły się tu pomodlić, wyspowiadać, porozmawiać o Bogu. Sama pracuje w Stryju, gdzie budują dwupiętrowy dom na przedszkole i sierociniec. W wakacje do przedszkola przychodziło 50 maluchów, w tym dzieci dwóch księży greckokatolickich.
Podczas procesu kanonizacyjnego czytała o ojcu założycielu we lwowskich starych gazetach. – To postać heroiczna w tym nieliczeniu się ze sobą, z gruźlicą, na którą zapadł w dzieciństwie. Uczy nas, żeby wyjść poza swoje codzienne problemy i zająć się innymi. Staram się, jak on, ufać Bożej Opatrzności, bo jak nie, to na co mi to życie? S. Jarosławę z Żytomierza (3. rok w zakonie, zarzekała się, że nie pójdzie do józefitek) przyciągnął tu duch prostoty. Napisała ikonę, na której widać ks. Gorazdowskiego: – Kiedyś przyszło na mnie światło, że zobaczyłam założyciela. Poczułam, jakby usadził mnie na kolanach i znalazłam jego zdjęcie. Traktuje go jak ojca. Jej mama (katoliczka, Polka) i tata (ateista, pod koniec życia się nawrócił) już nie żyją. Siostra z uśmiechem opowiada, że jej tata poszedł do nieba. – Sparaliżowana p. Maria, którą dziś odwiedziłam, też jest pogodna, gotowa na śmierć – mówi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych