Polityczna poprawność górą. Choć nie do końca

Sąd II instancji uznał winę prof. Tadeusza Żuchowskiego, oskarżonego o zniesławienie prof. Ingi Iwasiów, ale pozostawił jego czyn niemal bez kary. O co poszło?

Sprawa miała swój początek w 2020 r. W trakcie manifestacji zorganizowanej w ramach strajku kobiet w Szczecinie prof. Iwasiów wygłosiła krótkie przemówienie, w którym powiedziała m.in.: „nie jak profesorka, tylko jak kobieta powiem: j…ć i w…ć”.

- Nie akceptuję wulgarności i chamstwa w życiu publicznym, a takim było wystąpienie prof. Iwasiów (...). Nie chcę uczestniczyć w obradach, podejmować kolegialnych decyzji, jeżeli w Zespole Humanistycznym są profesorowie, którzy wypowiadając się publicznie, używają języka rynsztokowego. Nie rozstrzygam, czym spowodowana jest koprolalia pani profesor Iwasiów, czy zaburzeniami chorobowymi, czy brakiem wychowania, ale według mnie takie zachowanie zarówno uwłacza etosowi profesora, jak i szkodzi wizerunkowi Rady Doskonałości Naukowej - stwierdził kilka dni później na forum RDN prof. Żuchowski. Rada jest instytucją o kluczowym znaczeniu w wyższych postępowaniach awansowych naukowców, tj. przy uzyskiwaniu habilitacji i profesury.

Prof. Iwasiów złożyła przeciwko prof. Żuchowskiemu prywatny akt oskarżenia z art. 212 kodeksu karnego (przestępstwo zniesławienia). Poznański sąd rejonowy skazał prof. Żuchowskiego na karę grzywny wysokości 5 tys. zł, zobowiązał do wpłaty 2 tys. zł na cel społeczny oraz pokrycia kosztów procesowych. Sąd Okręgowy (II instancja) uchylił przedwczoraj karę grzywny. Jak podało Ordo Iuris, które podjęło się obrony prof. Żuchowskiego, stało się tak, ponieważ sąd nie dopatrzył się w wypowiedzi prof. Żuchowskiego znacznej szkodliwości społecznej. Niemniej, uznał go za winnego i dlatego podtrzymał nakaz zapłaty 2 tys. zł na cel społeczny (Regionalny Kongres Kobiet).

Jak powiedział nam adw. dr Bartosz Lewandowski, takie ukształtowanie wyroku uniemożliwia mu jako obrońcy prof. Żuchowskiego złożenie skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego. Być może skargę taką złoży Prokurator Generalny.

Wyrok w sprawie prof. Żuchowskiego to decyzja wpisująca się w niepokojącą linię orzeczniczą. I nie chodzi o samo uznanie winy profesora, choć dziwię się, że tak się stało. Prof. Iwasiów, wygłaszając swe przemówienie, nie wykazała się bowiem szczególną delikatnością. Na własnym punkcie okazała się bardziej czuła. Pewnie nie jest to zjawisko rzadkie. Ale że sąd podzielił tę dwoistą wrażliwość, to jednak trochę dziwi. Moje największe obawy budzi natomiast co innego.

Odnoszę wrażenie, że sąd próbował wydać tzw. wyrok salomonowy, czyli taki, z którego po części zadowolone miałyby być obie strony: prof. Iwasiów - bo orzeczenie stwierdza, że została zniesławiona, a prof. Żuchowski - bo właściwie nie został ukarany (pomijam tu nakaz zapłaty 2 tys. zł na cele społeczne, bo nie jest to kara w sensie ścisłym, a zasądzona kwota nie oznacza praktycznie żadnej uciążliwości dla utytułowanego naukowca). Nie jest to wyrok godny Salomona, a raczej wydany na zasadzie "Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek". To nie pierwszy raz, gdy w podobnych sprawach sądownictwo - nie tylko polskie - usiłuje przede wszystkim uniknąć jednoznacznego opowiedzenia się po jednej ze stron.

Podobnie ma się sprawa pracownika krakowskiego sklepu IKEA: sąd pracy uznał, że jego opierająca się na Biblii wypowiedź w sprawie LGBT nie dawała podstaw do zwolnienia go z pracy. Ale z drugiej strony (inny) sąd karny ocenił, że osoba, która dopuściła się tego bezprawnego zwolnienia, nie popełniła względem wyrzuconego pracownika przestępstwa dyskryminacji na tle religijnym.

W podobny sposób zachował się Sąd Najwyższy Norwegii w sprawie pracującej w tym kraju polskiej lekarski dr. Katarzyny Jachimowicz: uznał, że bezprawne było rozwiązanie z nią umowy o świadczenie usług medycznych z powodu odmowy kierowania na aborcje i odmowy zakładania wkładek wczesnoporonnych. Ocenił to jednak wyłącznie na gruncie relacji zleceniodawca-zleceniobiorca i uchylił się od odpowiedzi na pytanie, czy gmina, która wyrzuciła lekarkę, naruszyła w ten sposób jej wolność sumienia.

Sprowadzanie poważnych problemów dotyczących wolności słowa, wolności religijnej czy wolności sumienia do kwestii z zakresu prawa pracy czy prawa zobowiązań to zły kierunek. Także połowiczne rozwiązanie typu "winny, ale praktycznie bezkarny" to nie salomonowy wyrok, ale unik. Co ciekawe, takiego uniku nie wykonał Europejski Trybunał Praw Człowieka, który uznał, że pewna polska piosenkarka pełnoprawnie skorzystała z wolności słowa, mówiąc o autorach Biblii, że byli "napruci winem i palący jakieś zioła". Można się spodziewać, że to podejście odbije się echem w polskim orzecznictwie.

Obawiam się, że summa summarum tworzy to wszystko linię orzeczniczą, która nie sprzyja ochronie praw człowieka, a zaprowadzaniu politycznej poprawności.

Poniżej komentarz prof.Żuchowskiego, jeszcze sprzed wydania wyroku II instancji:

Prof. Tadeusz Żuchowski - Ordo Iuris w obronie wolności wypowiedzi nauczyciela akademickiego
OrdoIuris
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała