Idee powstają szybciej niż nowe wirusy komputerowe i jeszcze szybciej znikają, choć potrafią przedtem narobić sporo zamieszania
Igor Zalewski, obecnie felietonista „Dziennika Polska”, napisał ostatnio o domowym muzeum pagerów, kaset wideo i płyt gramofonowych, wczoraj stanowiących szczyt techniki, a dziś pętających się po szufladach. Zabytki naszej kultury materialnej na pewno ucieszą przyszłych archeologów. Stale słyszymy, że te wszystkie plastiki są niezniszczalne, więc uciecha będzie większa niż po odkopaniu starożytnego wysypiska skorup. Historycy zawsze sobie cenili świadectwa kultury materialnej i niczym szamani przyszłość oni odczytywali z kości przeszłość. Tak było jeszcze wtedy, gdy chodziłem do szkoły, ale historyków też nie oszczędziły przemiany. Od jakiegoś czasu niektórzy z nich przedstawiają się jako „historycy idei”. Pewnie nie będą im obojętne spoczywające w zakamarkach naszej pamięci idee, koncepcje i takie sobie pomysły, które zgasły, zanim gazety je opisujące zmieniły się w makulaturę.
Był na przykład taki pomysł, żeby nie śpieszyć się z denominacją złotego, bo biedne staruszki nieuchronnie będą się mylić i popadać w ruinę. Przeciwnicy konkordatu roztaczali wizję porzuconych pod cmentarnymi bramami trumien niewierzących za życia nieboszczyków, którym proboszcz zabroni pochówku. Dużo się w swoim czasie pisało o milenijnym wirusie, co to miał przestawić daty. Dziadkowie mieli trafić do żłobka, niemowlęta do ZUS-u, windy miały stanąć, a samoloty zamienić się w balony. Zrobiony w balona mógł się poczuć każdy, kto w to uwierzył, ale pamiętam gazety surowo pytające, co rząd zrobił na sto cztery dni przed nadejściem roku 2000 i kto za to odpowie.
Nieco wcześniej te same gazety przekonywały, że wybór Wałęsy na prezydenta oznacza terror ciemnogrodu, rąbanie siekierką i ogólne oburzenie „w świecie”. Nic takiego się nie stało, ówcześni eksperci dalej są ekspertami, tyle że teraz o Wałęsie mówią tylko z szacunkiem. Podobnie jak o tych, których nazywali oszołomami. Inni eksperci straszyli koncepcją dziury ozonowej, pandemią AIDS i nieuchronną porażką Amerykanów w starciu z potężną armią Saddama, co okazało się tak samo prawdziwe, jak Saddamowa broń masowego rażenia. A ileż pomysłów mieli (i do dziś miewają) „watykaniści” – ich analiza zapewniłaby karierę naukową niejednemu instytutowi historii idei.
Trzeba notować idee, bo one tak szybko odchodzą, ale nie ma powodu ich kochać ani nawet się do nich przywiązywać. Powstają szybciej niż nowe wirusy komputerowe i jeszcze szybciej znikają, choć potrafią przedtem narobić sporo zamieszania. Pagery i kasety są mniej dokuczliwe, zagracają komórki, ale nie te szare.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim