Pisać o polityce, czy apelować do polityków – oto jest pytanie!
W ostatnich dniach dowiedziałem się, że jednak ktoś czyta te felietony. Najpierw pewna nieznana mi dama poznała mnie na podstawie zdjęcia (gratulacje, ja rzadko kogo rozpoznaję), a potem spytała, czy napiszę o tej okropnej polityce. Parę dni później zadzwonił kolega ze studiów – nauczyciel matematyki w liceum – i spytał, dlaczego on w GN nie może przeczytać o tym, co najważniejsze. Najważniejsza według niego jest obecnie sprawa tępienia matematyki w szkole poprzez śmiałe, ale dziwne decyzje polityków. Pisać o polityce, czy apelować do polityków – oto jest pytanie! Przypomniała mi się anegdota o dyrektorze kopalni, który wzywa górnika i pyta: „Wyście podobno napisali donos?”. Człowiek pracy odparł: „Do wos? Do wos nie pisałem, na wos napisałem!”. Postanowiłem nie pisać „na polityków”, ale – mimo nie najlepszych doświadczeń – raz jeszcze napisać do nich.
Nauczyciele matematyki skarżą się, że wraz z początkiem roku szkolnego zostali zaskoczeni zmianami w programie nauczania. Z jakichś bliżej nieznanych powodów nowy minister postanowił wykreślić procenty ze szkoły podstawowej oraz kilka innych działów matematyki z gimnazjum i liceum. Zmiany weszły od zaraz, powodując między innymi dezaktualizację wydrukowanych i zakupionych podręczników. Wraz z niekończącą się historią przywrócenia obowiązkowego egzaminu z matematyki na maturze (ja bym nie postawił pieniędzy na to, że taki egzamin w końcu wejdzie w życie), podobne posunięcia skłaniają co bardziej podejrzliwych pedagogów do przypuszczeń, że istnieje jakiś tajemniczy układ walczący z układem współrzędnych i układami równań liniowych.
Być może nasza kultura i cywilizacja mogą się obejść bez znajomości matematyki, ale to, co po tym obejściu zostanie, to już nie będzie nasza cywilizacja. Zabraknie inżynierów, ekonomistów, a potem nawet hydraulików. Dostrzegły to już inne kraje Unii Europejskiej, dostrzegły to władze Unii, które zwiększają finansowanie nauk ścisłych i przyrodniczych. U nas, dzięki niżowi demograficznemu powinno być więcej środków na edukację każdego studenta. Państwo mogłoby, także poprzez przemyślany system stypendialny, wpływać na strukturę „wykształciuchów”. Nie widać jednak kroków w tym kierunku. Z tego powodu co roku tracimy tysiące młodych, zdolnych ludzi, którzy kończą kierunki uprawniające do zmywania naczyń na Wyspach Brytyjskich. A mogliby stanowić elity tamtych społeczeństw, które też cierpią z powodu matematycznego niedouczenia. A przede wszystkim stanowić elitę naszego społeczeństwa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim