Wygląda na to, że jeszcze parę razy sobie powybieramy, zanim powstanie sensowna większość parlamentarna
Co prawda już tydzień temu pisałem o powrocie na własne śmieci, ale ponieważ wciąż formalnie jestem na urlopie, postanowiłem bojkotować wszelkie próby jego naruszenia, których dopuszczają się miłościwie nam panujący i łaskawie im oponujący. A ponieważ właśnie nadszedł początek roku szkolnego, zamiast pisać o tym, co będzie (nic nie będzie nowego, bo wygląda na to, że jeszcze parę razy sobie powybieramy, zanim powstanie sensowna większość parlamentarna), postanowiłem napisać wypracowanie pod tytułem jak wyżej. Oprócz Niemiec odwiedziłem jeszcze Francję.
Francja jest w porządku, szkoda że w Paryżu było chłodniej niż u nas. Na szczęście na południu było ciepło. Niezależnie od temperatury, niemal w każdej francuskiej restauracji można zjeść kaczkę. Oferta dość urozmaicona: kacze udko, kacza pierś smażona, wędzona i marynowana, kacze skwarki, kaczka przerobiona na mus, pasztet z kaczych wątróbek. Brak tylko kaczej zupy, czyli słynnej wielkopolskiej czerniny. Wszystko smaczne, ale jak na lidera światowej gastronomii jadłospis dziwnie jednostajny. Istny kaczyzm!
Ale miało nie być o polityce. Niektóre obyczaje przypomniały bardzo dawne czasy. Otóż w wielu francuskich knajpkach nie można się napić wina ot tak. Wino podają tylko do obiadu. W ojczyźnie wina! Wyższość socjalizmu francuskiego nad peerelowskim polega na tym, że u nas żądano jedynie zakąski, a tu pełnego posiłku, czyli kaczych przetworów (ewentualnie tego, co znajdą w morzu – delikatne nawiązanie do sławetnej meduzy, czyli galaretki podawanej nad Wisłą do tzw. lornety). Dawne, przedunijne standardy panujące w naszym kraju przypominają też toalety francuskie, często sąsiadujące z kuchnią, ale nie chcę donosić do Brukseli.
Chciałbym za to donieść coś w sprawie ducha. Laicka Francja, podobnie jak katolicka Polska, świętuje Wniebowzięcie Matki Boskiej. Sklepy tego dnia są zamknięte. Indagowana w tej sprawie sprzedawczyni w marsylskim centrum handlowym nie ukrywała wdzięczności dla Maryi: musi pracować w Boże Narodzenie i w rocznicę zdobycia Bastylii, a z jakichś niewytłumaczalnych w ,,postępowej” Francji powodów 15 sierpnia nie musi. Z punktu widzenia Polaka katolika nie można też było nie zauważyć szacunku okazywanego śp. kard. Jean Marie Lustigerowi, którego rodzice, według życiorysów prezentowanych w kościołach, pochodzili z Będzina na Górnym Śląsku. No cóż, Będzin i Górny Śląsk leżą daleko od Sekwany, tak daleko jak Paryż od Wisły – odległość pozwala zachować dystans, ale i mnoży błędne mniemania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim