Najważniejszą zaletą pierwiastka jest to, że głos każdego Europejczyka liczyłby się tak samo
Teraz to już pewnie musztarda po obiedzie, ale to dlatego, że cierpliwie czekałem, aż ktoś zechce wyjaśnić, o co chodzi z tym „pierwiastkiem”, za który nasz rząd chce oddać życie, a inne rządy przeciwnie, życie wyobrażają sobie wyłącznie bez pierwiastka. Niestety, nie doczekałem się, ale pamiętałem, że kiedyś w „Rzeczpospolitej” ukazał się obszerny artykuł na ten temat. Dzięki Internetowi dotarłem do sedna.
Otóż kilka lat temu kwestia sposobu głosowania w Unii Europejskiej została podniesiona przez uczonych z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Karola Życzkowskiego i Wojciecha Słomczyńskiego, którzy zaproponowali tzw. kompromis jagielloński. Dla czytelników GN interesująca może być informacja, że początkowo w ich pracach brał też udział dominikanin, ojciec Marek Pieńkowski, który ostatnio współorganizował kolejny Zjazd Gnieźnieński.
Śledząc nasze media, łatwo można było nabrać przekonania, że ustalenie liczby głosów danego kraju w Unii proporcjonalnie do pierwiastka z liczby jego ludności jest kolejnym przejawem polskiej germanofobii i poza tym nie stoją za tym systemem żadne argumenty. Tak jednak nie jest. Ramy tego felietonu nie pozwalają na szczegółowe wyjaśnienia, ale system pierwiastkowy jest efektem poważnej matematycznej analizy, opartej na rachunku prawdopodobieństwa.
System nie jest rezultatem polskiego uporu; uczeni z całego świata zajmowali się nim co najmniej od sześćdziesięciu lat, kiedy to powstanie ONZ-u skłoniło Lionela Penrose’a, brytyjskiego psychiatrę i matematyka, do podjęcia studiów nad rozkładem głosów w wielkiej międzynarodowej organizacji. Najważniejszą zaletą systemu nie jest to, że pognębi on Niemców, ale to, że głos każdego Europejczyka liczyłby się tak samo, a więc nie mogłoby się zdarzyć, iż 51 proc. głosów za jakąś opcją w kilku największych państwach gwarantowałoby przyjęcie tej opcji, nawet jeśli większość obywateli Unii byłaby przeciw.
System pierwiastkowy ma wiele zalet, lecz jedną poważną wadę: jak cała matematyka opiera się on na niesprzecznym układzie założeń, formalizujących w tym wypadku intuicyjne pojęcie reprezentatywności i sprawiedliwości sposobu głosowania. Takiego układu założeń nie doczekamy się od polityków. Musieliby oni bowiem potem akceptować ich skutki. Dlatego politycy – nasi i nie nasi – będą raczej mnożyć półprawdy i banały, niż precyzować, co mają na myśli. Dzięki temu zawsze mogą stwierdzić, że chodziło o co innego. A tu chodzi o to, że kto płaci, ten wymaga, i żadne pierwiastki tego nie zmienią.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim