Jeśli rząd mówi, że da, to mówi, a jeśli mówi, że odbierze, to odbierze
Politycy niezbyt często wypowiadają się na temat nauki, wyjąwszy rytualną mantrę o priorytetach na początku kadencji oraz okresowe wizytacje uczelni z okazji inauguracji kolejnych lat akademickich. Teraz mówią więcej – w kontekście zmiany ustawy podatkowej. Oznaki zainteresowania wzbudziły pewną nerwowość w środowiskach naukowych. Doświadczenie uczy, że mimo braku zainteresowania rządu nauka jednak w Polsce przetrwała, a wszelkie eksperymenty należy traktować z ostrożnością. Dodatkowy sceptycyzm poznawczy jest wynikiem tego, że gdy rząd się nauką nie interesował, to w zamian obiecywał pieniądze. Teraz, gdy się zainteresował, to chce pieniądze odebrać. Stara zaś prawda, potwierdzona przez liczne obserwacje, orzeka, co następuje: jeśli rząd mówi, że da, to mówi, a jeśli mówi, że odbierze, to odbierze.
Przyznam, że jest mi trudno bronić dotychczasowego systemu podatkowego, bo tak w ogóle uważam, że podatek liniowy byłby prostszy i tańszy w pobieraniu, a przez to samo bardziej przyjazny podatnikowi, choćby miały być zlikwidowane wszelkie ulgi. Nie ma jednak mowy o podatku liniowym, na razie jest mowa o odebraniu rzekomych przywilejów pewnym grupom obywateli. Nie ma mowy o odebraniu faktycznych przywilejów pewnym innym grupom. Słyszeliśmy niedawno o aresztowaniu urzędników Ministerstwa Finansów, którzy według uznania zwalniali od podatków niektóre przedsiębiorstwa i osoby, natomiast nie słychać, by miano opracować czytelne i jasne zasady takiego postępowania. Nie słychać też, by miano utemperować urzędników skarbowych, którzy doprowadzili do ruiny pewnego piekarza, bo zamiast wyrzucać chleb na śmietnik, oddawał go ubogim. Urzędnicy działają zgodnie z prawem, więc niby nie ma się czego czepiać, ale ich postępowanie ułatwia zrozumienie tych fragmentów Ewangelii, które mówią o pogardzie ludu Izraela dla poborców podatków, zwanych celnikami. Nie słyszałem też, żeby ktoś odwołał rozporządzenie ministra, zwalniające od podatków osoby wynagradzane z funduszów europejskich, ale może mam słaby słuch.
Jakkolwiek oceniać dotychczasowy system podatkowy, zmiany zaproponowane przez rząd oznaczają obniżenie dochodów osobistych pracowników uczelni, artystów i dziennikarzy. Oznaczają zatem, że rząd uważa te dochody za zbyt wysokie. W polskich rządach po 4 czerwca 1989 r. nie brakowało profesorów wyższych uczelni, nie brakowało też przykładów pokazujących, iż obcowanie z politykami jest ryzykowne dla zdrowia intelektualnego. Odpowiednie ostrzeżenie powinno zajmować jedną trzecią aktu nominacji profesorskiej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim