Choć nadal twierdzi się, że nie ma lepszego ustroju od demokracji, to liczne eksperymenty nie potwierdzają jednoznacznie, że jest to ustrój dobry
Parę dni przed świętami media odkryły tzw. Ewangelię Judasza. Odkrycia medialne mają to do siebie, że ich przedmiot na ogół znany jest od dawna. Podobnie było z tą „ewangelią”, co nie przeszkodziło jednej z gazet ogłosić tytułem na pierwszej stronie, że Judasz nie był zdrajcą. I tak dobrze, że jej redaktor naczelny nie nazwał go „człowiekiem honoru”.
Cała ta historia z „nowym” spojrzeniem na Judasza w gruncie rzeczy napawa optymizmem. Przypomniano bowiem, że ów apokryf stanowił w początkach chrześcijaństwa natchnienie dla sekty kainitów, którzy poza tym uważali, że Kain nie był pierwszym mordercą (pewnie Abel spadł ze schodów). Jak z tego wynika, nasze czasy nie mają wyłączności na pomieszanie umysłów. I to właśnie jest powód do optymizmu.
Umiarkowanego optymizmu, bo choć nieroztropność nie zna granic ani w czasie, ani w przestrzeni, to jednak wtedy znalazły się autorytety mające odwagę stwierdzić, że kainici z ich wizją Judasza to sekta. Dziś, w dobie powszechnego równouprawnienia poglądów, opinie nawet najbardziej ekscentryczne prędzej doczekają się czterech rozpraw, sześciu listów poparcia i siedemdziesięciu esejów niż wymownego kółka na czole. Ciekawe, czy wkrótce na pierwszych stronach przeczytamy, że „Ziemia jest płaska!”, bo tak „stoi” w jakimś starożytnym manuskrypcie.
Na razie codziennie czytamy o perypetiach z demokracją i wielu ludzi poważnie się tym martwi. Rzeczywiście, choć nadal twierdzi się, że nie ma lepszego ustroju od demokracji, to liczne eksperymenty nie potwierdzają jednoznacznie, że jest to ustrój dobry. U nas trwa teraz eksperyment budowy systemu dwupartyjnego (to optymistyczna diagnoza tego, co się dzieje), ale mamy nadzieję, że w laboratorium jest gaśnica, gdyby coś w doświadczeniu nie wyszło. Z wielkotygodniowych czytań wynika jednak, że podobieństwo demokracji do głosowania w telekonkursie nie jest ani przypadkowe, ani nowe.
Tłum demokratycznie wybrał Barabasza, a Piłat zachowywał się jakby był trenowany przez speca od podlizywania się elektoratowi. Faktem jest, że nie wszystko mu wychodziło, bo wyrzekł słynne „com napisał, napisałem”, choć powinien za to odpowiadać raczej jakiś urzędnik jego kancelarii. W każdym razie nasze problemy nie są wyłącznie skutkiem naszych zdolności do gmatwania. Ich wersja w trzecim tysiącleciu jest tylko wersją tych samych pytań, które nie znalazły odpowiedzi ani w drugim, ani w pierwszym, ani nawet tysiące lat wcześniej. To pozwala zasiąść do święconego z optymizmem, choć umiarkowanym.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim