Nikt tak dobrze nie wydaje pieniędzy jak państwowe urzędy
W związku z niedawną propozycją pani wicepremier Gilowskiej, która obiecała faktyczną obniżkę podatków, odezwały się głosy zadające retoryczne pytanie: ile też na tym budżet straci. Pytanie jest retoryczne, a także tendencyjne, bo niezależnie od odpowiedzi najważniejsza jest w nim sugestia, że budżet straci.
Nie jestem ekonomistą teoretykiem, ale praktyczne doświadczenia, których nabywam z każdym dniem, a także proste eksperymenty myślowe podpowiadają mi, że strata lub zysk nader często zależą od tego, jak się liczy. Gdyby dosłownie traktować reklamy, to nasze zyski byłyby tak olbrzymie, że od tego przybytku gotówki zaczęłaby nas boleć głowa. Istnieje nawet hipoteza, że rynkiem reklamowym i rynkiem w ogóle rządzi mafia producentów pigułek od bólu głowy: sprzedawcy innych towarów obniżając ceny, podnoszą zyski klientów. Klientów boli głowa, bo im więcej wydają, tym więcej pieniędzy zostaje im w kieszeni, więc muszą je wydać na pigułki, dzięki czemu ból głowy przechodzi, bo kieszeń pustoszeje. Przeciwnicy powyższej hipotezy twierdzą jednak, że tanie zakupy bardzo drogo kosztują i dlatego głowa zaczyna boleć.
Niekiedy zyskiem jest brak straty; na przykład wtedy, gdy uda nam się zablokować konkurenta w atrakcyjnym przetargu. Albo jak na olimpiadzie, gdzie sportowcy wypadają z toru, mdleją i chorują na biegunkę – wypada się cieszyć, że uszli z życiem i nie pytać o medale. A jak jest z tą stratą budżetu? Ty się nie pytaj, ile można stracić, ty się natychmiast zapytaj, ile można zarobić – mówił jeden kupiec do drugiego w starym skeczu.
Budżet straciłby pieniądze, gdyby podatnicy zjadali banknoty; medycyna jednak rzadko odnotowuje takie przypadki. Na ogół podatnicy coś sobie kupią, płacąc przy okazji VAT. Jeśli będą mieli więcej pieniędzy, to kupią coś obłożonego podatkiem 22 proc., a czasem i akcyzą. Sprzedający też sobie coś kupią i znów zapłacą podatek. I tak dalej, i tak dalej, budżet na raty dostanie to, co rzekomo stracił. A ile radości przy okazji sprawi obywatelom! Czyż podniesienie poziomu narodowego zadowolenia nie jest zyskiem? Poglądy, które tu wygłaszam, trącą oczywiście obrzydliwym liberalizmem, i to jest być może prawdziwy powód opowieści o stratach budżetu.
Wyznawcy państwowej omnipotencji są bowiem przekonani, że nikt tak dobrze nie wydaje pieniędzy jak państwowe urzędy. Zwykli obywatele tego nie potrafią i powinni dostawać ewentualnie kieszonkowe. Od paru lat mamy jednak przykład, że „strata” budżetu może być zyskiem: jeden procent podatku możemy przekazać organizacjom pożytku społecznego. Ten przykład łagodzi ból po „stracie”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim