Z końcem lata bociany odlecą na południe, byki wrócą do obór, a lewica w ślad za elektoratem podąży na Zachód
Nawet terrorystyczny zamach w Londynie nie wpłynął znacząco na liczbę wyjazdów za kanał La Manche w poszukiwaniu pracy. Te podróże zaczynają coraz bardziej wpływać na życie codzienne. W tym roku muszę wymyślać egzotyczne terminy na egzaminowanie, bo dotychczasowy zwarty harmonogram posypał się: część studentów nie ma czasu na odpowiadanie w trakcie sesji – śpieszą do zbierania truskawek, serwowania drinków oraz innych tajemniczych zajęć, od Chicago do Berlina.
Ubywa pielęgniarek, hydraulicy wolą francuskie przewody wodociągowe, a rzeźnicy niemieckie przewody pokarmowe. Mój znajomy lekarz ostatniego kontaktu ujawnił, że i patomorfolodzy podążają w siną dal. Do nas, jak doniosła prasa, trafił jedynie pewien rosyjski byk, ale jego wizyta była krótka, bo zwierzę nie miało karty stałego pobytu i musiało wrócić do obwodu kaliningradzkiego.
Ten silny trend społeczny został dostrzeżony przez polską tzw. klasę polityczną, zwłaszcza przez tę jej podklasę, która wyróżnia się społeczną wrażliwością. Z końcem lata bociany odlecą na południe, byki wrócą do obór, a lewica w ślad za elektoratem podąży na Zachód. Niektórzy, jak pani min. Labuda z prezydenckiej kancelarii, już sobie zaklepali miejsce pracy: konkretnie w Luksemburgu, w charakterze polskiego ambasadora. Niestety, Luksemburg jest nieduży: przyśpieszysz zanadto w Wielkim Księstwie, to skasuje cię policja w jednym z krajów ościennych.
Niewielu urzędników z przeogromnej kancelarii znajdzie tam etat. Krajów wciąż jest za mało, więc ambasad jesienią nie starczy. W dodatku Rokita i PiS Brothers zdają się nie doceniać unikalnych kompetencji wieloletnich budowniczych III RP, więc w kraju na dworzan z Pałacu Namiestnikowskiego czeka czarna polewka albo kuroniówka. Na szczęście dworzanie, oprócz wrażliwości społecznej, mają w plecaku jeszcze wykształcenie marksistowskie. A marksizm, który (jak mnie uczono) zaczął od postawienia Hegla na głowie, świetnie sobie radzi z odwracaniem kota do góry ogonem. Zamiast szukać szczęścia daleko, postanowiono sprowadzić szczęście z daleka, konkretnie z Białowieży.
Jedynie słuszny kandydat na prezydenta, którego nie można krytykować, by się nie narazić na zarzut agresji albo szkodzenia procesowi jego beatyfikacji za życia, zapewni tym wszystkim ludziom kolejne pięć lat dobrobytu. Prawica na razie reaguje zgodnie z lewicowym oczekiwaniem; słynne ,,trzy razy piętnaście” oznacza teraz maksymalne notowania (w procentach) głównych kontrkandydatów Cimoszewicza, który ma tych procent dwa razy więcej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, wykładowca na Uniwersytecie Śląskim