Następnym razem należałoby od razu wybierać rząd spośród tych, którzy z kretesem przegrają wybory – po co tracić cztery lata na pozory?
Sytuacja w polskiej polityce jest beznadziejna, ale niepoważna. Ludzie przecierają oczy, widząc, że premier i wicepremier, tudzież marszałek Sejmu nie bardzo chcą mieć coś wspólnego z partią, która ich desygnowała na te stanowiska. Robią sobie z tego dowcipy, a przecież spełnia się oto z nawiązką sen o mitycznym rządzie bezpartyjnych fachowców. Ponieważ Polak potrafi, to nawet osiągnął coś więcej: rząd złożony z opozycjonistów. Rekord świata. Wszędzie z rezygnacją popierają demokrację, bo inne ustroje są gorsze, więc trzeba lubić co się ma, a tu Polacy tchnęli nowego ducha. Ducha zgodnego z postulatami tych wyznawców demokracji, którzy uważają, że powinna ona przede wszystkim dawać szansę rozwoju mniejszościom. Następnym razem należałoby od razu wybierać rząd spośród tych, którzy z kretesem przegrają wybory – po co tracić cztery lata na pozory?
Może Europa nie zwróci uwagi na nasze odkrycie, bo w Europie też jest śmiesznie, choć mało zabawnie. Mieliśmy kompleksy wobec Niemców; teraz oni boją się naszych fryzjerów, rzeźników i piekarzy, którzy podbijają Zaodrze i Zanysie cenami, jakością, a przede wszystkim pracowitością. Polska pracowitość staje się groźna dla Zachodu, chyba Guiness powinien to odnotować. Przed rokiem uczucia względem Unii były raczej mieszane. Teraz badacze odnotowują nadzwyczajny (rekordowy w Europie) optymizm konsumentów i przedsiębiorców polskich. Polacy przestali się bać, bo widzą, że można sobie w Unii dać radę. Z rządem, a nawet mimo rządu.
Żeby nam się w głowach nie poprzewracało, życie dowcipkuje, że aż płakać się chce. Gdy któregoś dnia telewizja pokazywała ,,zwykłych Polaków”, dla których współpraca z SB nie stanowiła żadnego problemu, bo to było dawno, a teraz są inne problemy, mój przyjaciel retorycznie spytał, czy nie mieliby też nic przeciwko byłym gestapowcom. Następnego dnia pokazano obywateli jednej z przedodrzańskich miejscowości, którzy nie mieli nic przeciwko byłemu esesmanowi, zakładającego u nich przedsiębiorstwo preparowania ludzkich zwłok. Syn esesmana, nie mogąc konkurować z polskimi rzeźnikami, znalazł sobie taką niszę gospodarczą. Smutne jest nawet nie to, że potencjalni producenci eksponatów puścili w niepamięć wojnę i nazizm. Jak jednak wytłumaczyć, że w kraju, w którym może najuroczyściej w Europie obchodzi się Święto Zmarłych, niektórym rodakom nie przeszkadza publiczne pokazywanie doczesnych szczątków? Nie tylko politycy mają kłopoty z psychiką. Znów trzeba odłożyć kamień, którym chciało się w nich rzucić.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, wykładowca na Uniwersytecie Śląskim