Ustawa lustracyjna nie przewiduje kar za współpracę, prawo to karze za kłamstwo
Według wiarygodnych źródeł, wzrosło ostatnio zainteresowanie zasobami Instytutu Pamięci Narodowej. Podobno coraz więcej Polaków zgłasza się z prośbą o udostępnienie ,,teczki”. Mimo wieloletniej edukacji, kładącej nacisk na pozytywne aspekty amnezji, krnąbrne społeczeństwo domaga się wiedzy o swojej przeszłości. Jak to ktoś napisał, naród ma prawo, żeby poznać swoich kapusiów. W końcu płacił im przez tyle lat za pośrednictwem tak zwanych służb. Przeciwnicy ujawniania ,,zasobów archiwalnych” mnożą jednak argumenty, które – jak to argumenty – czasami znoszą się nawzajem.
Są tacy, którzy twierdzą, że w istocie to donosiciele są pokrzywdzeni, bo byli do współpracy zmuszani szantażem, łamano ich charaktery i skazywano na konflikt sumienia. Wydawałoby się, że powinniśmy raczej zapewnić im terapię specjalistyczną i wspólnym wysiłkiem wyciągnąć z niedoli, w jakiej się znaleźli. Jest tu jednak pewien problem.
Być może istnieją dawni współpracownicy, którym trzeba dziś podać pomocną dłoń, ale pozostają oni nadal tajni, bo tym ujawnionym na ogół nieźle się powodzi i cieszą się gronem oddanych przyjaciół, gotowych bronić ich listem i apelem. Niezbyt dobrze wiadomo też, kto ich łamał i szantażował, skoro istnieje pogląd, iż funkcjonariusze SB zajmowali się głównie fałszowaniem danych, więc chyba nie mieli czasu na autentyczne werbowanie.
Byli esbecy jawią się zresztą raz jako wszechpotężni słudzy ciemności, a innym razem przypominają raczej filmowe postacie przygłupów z gestapo: nawet minimalnie dociekliwego adoratora kapitana Klossa musi zastanowić, dlaczego wojna trwała sześć lat, skoro idiotyzm wśród Niemców był tak rozpowszechniony.
Najdziwniejsze jest jednak to, że dyskutując o ujawnianiu i zatajaniu, rzadko się wspomina o prawdomówności. W przeciwieństwie do Niemiec albo Czech, gdzie dane po prostu opublikowano, odbierając kapusiom możliwość krętactwa, w Polsce dano im szansę. Każdy mógł przyznać się do współpracy, jeśli miał z tego powodu wyrzuty sumienia. Być może coś przeoczyłem, ale nie słyszałem o takiej publicznej spowiedzi z własnej woli.
Ustawa lustracyjna nie przewiduje kar za współpracę, prawo to karze za kłamstwo. Polacy (przynajmniej niektórzy) mogą wybaczyć błąd, ale nie chcą być rządzeni przez kłamców. Niestety, kłamstwo broni się nieźle. Nie tylko u nas, bo przecież w słynnej aferze Clintona też chodziło o to, że kłamał, a nie – jak utrzymywali jego zwolennicy – o jego obyczaje erotyczne. Kłamstwo ma krótkie nogi, ale twarde siedzenie i niełatwo je ruszyć ze stołka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, wykładowca na Uniwersytecie Śląskim