Do tablicy wzywamy energetyków, najnowsze czarne owce naszych mediów. Larum grają, prąd zużywają w telewizji, radiu i prasie: pracownicy niektórych zakładów energetycznych zagwarantowali sobie długoletnie zatrudnienie! My, naród, będziemy płacić wyższe rachunki, żeby zaspokoić ich żądzę pracy. Horror!
Za stary jestem – jak mawia mój przyjaciel – żeby w mej pamięci nie znalazły się informacje o podobnej wymowie, a za młody, żeby o nich zapomnieć. Przywileje kastowe, klasowe, branżowe, korporacyjne i inne były nieodłącznym składnikiem życia społecznego we wciąż nieodżałowanym przez niektórych Peerelu.
Obca ludowej demokracji ręka Rzeczypospolitej też ich nie przekreśliła. Przeciwnie, od zarania III RP odprawy, preferencyjne pakiety akcji, gwarancje zatrudnienia były na porządku dziennym. Na upadających zakładach uwłaszczali się ich kierownicy. Prywatyzacje były źródłem pieniędzy – w żywej gotówce lub papierach wartościowych – dla wszystkich, których los lub nakaz pracy rzucił do przedsiębiorstwa państwowego przekształconego w spółkę akcyjną.
Brali swoje i stoczniowcy, i górnicy, i metalowcy, i bankowcy. Nauczyciele nie brali, lekarze też nie dostali: oni po socjalizmie odziedziczyli nadbudowę. Ale – jak dowiedzieliśmy się niedawno – prokuratorzy na przykład w ogóle nie otrzymują emerytury, ponieważ pobierają swoje regularne wynagrodzenia do śmierci. Czyż dziesięć lat gwarancji dla energetyków nie jest wobec tego przejawem umiarkowania?
Zarządy spółek Skarbu Państwa pobierały niesłychane pensje, i to niezależnie od osiąganych wyników. Zwolnić ich nie można, bo firmy nie stać na zastrzeżone w kontraktach odszkodowania. Pamiętam o odprawach ministrów, odwołanych po paru tygodniach. O 80 tys. zł, które wziął red. Kwiatkowski za to, że odejdzie z TVP, z której w końcu nie odszedł. O gwarancjach pełnego zatrudnienia za dobrą płacę, które wynikają z korporacyjnej kontroli dopływu nowych adeptów do adwokatury. O barierach celnych i manipulacjach przy kursie złotego, które chronią krajowych wytwórców, ale powodują wyższe ceny dla krajowych klientów.
O zakazie kupowania ziemi przez nierolników. Pamiętam jeszcze znacznie więcej grzechów tych, którzy teraz chętnie rzucają kamieniami w energetyków. Ich umowę wynegocjowały związki zawodowe, które pokazały, że się uczą i zamiast polityki uprawiają skuteczną obronę ludzi pracy. Można tego nie lubić, ale bądźmy sprawiedliwi: nie oni jedni i nie oni pierwsi wyciągnęli coś z ojczyzny, której nikt nie broni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, wykładowca na Uniwersytecie Śląskim