W czasie pasterki spadło pół metra śniegu i trzeba było odśnieżać ścieżkę, by ludzie mogli wyjść z kościoła.
Za górami, za morzami, za kręgiem polarnym na 79.39 stopniu szerokości geograficznej północnej w norweskiej Arktyce, w województwie Tromsø–Finmark leży Hammerfest. Jest to najbardziej wysunięte na północ miasto na świecie. Liczy około osiem tysięcy mieszkańców. Są to głównie norwescy Lapończycy oraz cudzoziemcy z krajów objętych wojną, kierowani tutaj przez Wysokiego Komisarza ONZ ds. uchodźców. Obszar tego województwa jest porównywalny do obszaru Danii. Hammerfest jest także najbardziej na północ wysuniętą parafią katolicką na świecie. Należy do niej około 90 katolików w samym mieście i wokół niego. W całym Finnmarku jest ich około 200. 400 km dzieli katolika z obrzeża parafii od Hammerfestu. Przez 23 lata pracował tu polski ksiądz katolicki Wojciech Egiert.
W czasie II Wojny Światowej norweska Arktyka była okupowana przez Niemców, którzy wycofując się pod naporem Armii Czerwonej, zostawili za sobą spaloną ziemię i 4 spalone kościoły. Kościół katolicki pod wezwaniem Michała Archanioła (St. Mikael kirke) w Hammerfeście został odbudowany przez Niemców w latach 50-tych XX w.
Dominującą religią tego obszaru jest protestantyzm z jego konserwatywną odmianą – laestedianizmem. Wciąż jednak tli się tu wiara w leśne i podziemne duszki. Szamani mają ugruntowaną pozycję na równi z lekarzami.
19 listopada słońce schodzi poniżej horyzontu i szybko ubywa światła dnia. Nastaje noc polarna. Tylko przez godzinę, gdy niebo jest bezchmurne, na południu widać jasny rąbek światła. Arktyka cichnie i spowalnia. Za chwilę zacznie się Adwent i oczekiwanie na Jul – Boże Narodzenie. Wszyscy są wtedy zajęci kupowaniem prezentów i gromadzeniem produktów żywnościowych do przygotowania tradycyjnych bożonarodzeniowych potraw. Na początku Adwentu piecze się ciasteczka korzenne, które w zamkniętych słoikach oczekują wigilii. W oknach ustawia się czerwone schodkowe świeczniki i zawiesza świecące gwiazdki.
W tradycyjnych protestanckich domach w niedziele ojciec czyta fragment Biblii. Ktoś z obecnych zapala kolejną z czterech świec wypowiadając intencje, np. za pokój na świecie. Przed obiadem wszyscy stojąc wokół stołu odmawiają głośno modlitwę:
„Du som mater lille fugl, velsigne vår mat og Gud. Amen, amen, amen. Ty który karmisz małego ptaszka, pobłogosław nasz posiłek”.
Adwent to także choinka. I chociaż tutaj choinki nie rosną, w miejscach publicznych, zakładach pracy, w prywatnych domach ustawia się je dla ozdoby i dekoruje kolorowymi światełkami. Pod choinkami siedzą krasnale – julenisse.
W St. Michael kirke proboszcz montuje szopkę bożonarodzeniowa, do której figury przywiózł z Polski.
Kościół jest wysprzątany i pięknie udekorowany aniołkami, gwiazdkami i oświetlony obficie. W Wigilię przed północą proboszcz wielką plastikową łopatą odśnieża dojście do kościoła. Śnieg wciąż pada i już osiągnął 160 cm grubości. Wchodzący strzepują z okryć grubą warstwę śniegu. Na zewnątrz jest -16 stopni Celsiusza. Z ust i nosa unoszą się pióropusze wydychanej pary, która osiada i zamarza na brwiach i brodzie.
Kościół jest przyjemnie ogrzany. Przyszło 12 osób, część to protestanci. Na wieży kościoła zegar wybija północ. Organista intonuje pieśń.:» Å, kom alle kristne, troende, syng lovsang … Przyjdźcie wszyscy chrześcijanie, wierzący, śpiewajcie pieśń chwały...” Pasterka trwa godzinę i kończy się bardzo uroczystą pieśnią: „Deilig er jorden, prektig er Guds himmel... Wspaniała jest ziemia, przepiękne jest Boże niebo...” W czasie pasterki spadło pół metra śniegu i znów trzeba było odśnieżać ścieżkę, by ludzie mogli wyjść z kościoła.
Niebo przejaśnia się, robiąc miejsce dla niezwykłego spektaklu falujących zórz polarnych –srebrzystych, seledynowych, różowych, liljowych, fiołkowych. Słychać delikatne trzaski. To kosmos łączy się silniej z ziemią. Na niebie nie ma gwiazdy betlejemskiej, jest mnóstwo mniejszych gwiazd, które mrugają.
Uczestnicy pasterki wracają do swoich domów. Pater Wojciech zostaje sam i zamyka kościół. Rano, w pierwszy dzień świąt po południu, pojedzie do Havøysund oddalonego 160 km od Hammerfestu. Mieszkają tam dwie polskie rodziny katolickie. W samochodzie ma śpiwór, łopatę, koc, suchary, latarkę i prymus. W razie potrzeby użyje śniegu zamiast wody. Pater Wojciech słucha lokalnego radia, czekając na wiadomość, kiedy przyjedzie pług śnieżny i będzie można wyruszyć w drogę. Samochody ustawione w kolumnę podążają za śnieżnym pługiem torującym im drogę wśród śniegu wysokiego na 170 cm. Wokół jest ciemno i tylko reflektory pługu wskazują krawędź drogi. Kolumna pojazdów jedzie powoli. Droga jest bardzo śliska i wieje boczny wiatr. Nikt bez ważnej potrzeby nie udaje się w podróż. Po 5 godzinach jazdy ukazują się światła Havøysund.
W prywatnym domu 9 osób czeka z opłatkiem na księdza Wojciecha. Dzieci przyglądają się odzieży liturgicznej i pięciolatek pyta: - Pater, czy ty ćwiczysz judo? Po krótkim odpoczynku rozpoczyna się msza święta. Uczestnicy śpiewają „Bóg się rodzi, moc truchleje”. Tutaj ksiądz Wojciech przenocuje i rano, jeśli warunki pozwolą, pojedzie dalej do rodziny Tamirów oddalonych o 200 km. Potem do następnych parafian. Tam temperatura powietrza osiąga -45 stopni Celsiusza. Byłoby bardzo niebezpiecznie, gdyby samochód uległ awarii.
Po tygodniu w podróży ksiądz Wojciech wróci do Hammerfestu. Wtedy rąbek światła na horyzoncie w południe będzie już nieco większy. Pełnia księżyca oświetli śnieżną pustynię Finnmarku. Bóg narodził się w Arktyce!
Barbara Gąsior-Chrzan