„Tegoroczne Święta będą inne, o wiele bardziej ciche i zanurzone w ciemności” – pisze o przygotowaniach na Ukrainie do Bożego Narodzenia przełożony dominikanów na Ukrainie, o. Jarosław Krawiec OP.
Drogie Siostry, Drodzy Bracia,
Nie spodziewałem się, że można zatęsknić za światłem. Kiedy kilka dni temu wysiadłem w Warszawie z pociągu jadącego z Kijowa zaskoczył mnie widok rozświetlony ulic, budynków a przede wszystkim kolorowych świątecznych dekoracji. W połączeniu ze śniegiem, którego akurat napadało w Polsce całkiem sporo, wszystko wyglądało jak z noworocznej bajki. W Ukrainie jest od kilku miesięcy coraz ciemniej i zimniej. Im dłużej to trwa, tym bardziej przecieram oczy z niedowierzania oglądając pełne światła witryny i ulice oraz zachodząc do ciepłych mieszkań czy klasztorów.
W dzień św. Mikołaja, obchodzony w Ukrainie zgodnie ze wschodnim kalendarzem 19 grudnia, uroczyście odsłonięto choinkę w centrum Kijowa. Postawiono ją, jak w poprzednich latach, na placu przed Sofijskim Soborem, czyli najstarszą i najważniejszą świątynią chrześcijańską w Ukrainie. Bożonarodzeniowe drzewko jest jednak znacznie skromniejsze i o 19 metrów niższe niż rok temu. Nie ma także wokół niego jarmarku, który stał się w stolicy Ukrainy obowiązkowym elementem noworocznych świąt, jak często tutaj nazywane jest Boże Narodzenie.
Od kilku tygodni toczą się na Ukrainie dyskusje czy powinno się w miejscach publicznych stawiać choinki i wieszać świąteczne dekoracje, skoro tyle milionów ludzi cierpi codziennie z powodu wojny i braku energii. Zdania są podzielone. Burmistrz Czortkowa, niewielkiego miasta w zachodniej części Ukrainy, gdzie od ponad 400 lat są obecni dominikanie, już w połowie listopada jednoznacznie stwierdził: „W tym roku choinki i noworocznego świętowania [w centrum miasta] nie będzie!”. Żeby nie być źle zrozumianym, szybko dodał, że najważniejsze jest przecież uczczenie narodzin Jezusa Chrystusa, a na świąteczne ozdoby i głośne zabawy przyjdzie czas po zwycięstwie. Wiele osób myśli podobnie.
W stolicy zdecydowano inaczej. „Choinka być powinna!” – uznał mer Kijowa Witalij Kliczko. „Nasze dzieci powinny mieć możliwość świętowania! Pomimo, że rosyjscy barbarzyńcy starają się pozbawić Ukraińców radości Bożego Narodzenia i Nowego Roku”. Rozumiem przeciwników stawiania choinek, ale zdecydowanie bliżej jest mi do postawy mera Kijowa. Słyszałem też opinię żołnierza walczącego na froncie, który oburzał się, że jego dzieci miałyby być pozbawione świątecznego nastroju. „Przecież my właśnie walczymy o normalne życie dla naszych rodzin!” – podkreślał.
W pobliżu kijowskiej choinki zauważyłem dziwną instalację. Betonowe bloki, które jeszcze niedawno stały w poprzek ulicy jako barykada, pomalowano na czerwono i doklejono im oczy. To część projektu „Dzieci nie powinny widzieć wojny”, którego autorzy chcą oszczędzić najmłodszym mieszkańcom stolicy bolesnego doświadczenia oglądania wojennego pejzażu w czasie Świąt. To ważne, bo przecież w Kijowie jest teraz kilkaset tysięcy osób, które uciekły ze zniszczonych miast i wsi. W ten sposób inicjatorzy akcji zbierają również pieniądze dla fundacji zajmującej się pomocą dzieciom, które na skutek działań wojennych straciły jednego lub oboje rodziców. Niestety z każdym dniem ich przybywa.
W wigilię Bożego Narodzenia minie dokładnie dziesiąty miesiąc wojny. 24 lutego wczesnym rankiem wszyscy w Ukrainie obudziliśmy się od huku wyjących syren, odgłosu wybuchów oraz smsów i telefonów przerażonych bliskich próbujących dowiedzieć się czy u nas wszystko w porządku. Wieczorem 24 grudnia miliardy chrześcijan na całym świecie rozpoczną świętowanie Bożego Narodzenia. Wśród nich także garstka rzymskich katolików w Ukrainie, bo większość mieszkańców kraju, to chrześcijanie tradycji wschodniej, zaczynający świętowanie dwa tygodnie później. Wojna sprawia jednak, że wśród wyznawców prawosławia coraz głośniej słychać postulat przejścia „na kalendarz gregoriański”, a biskupi niezależnego od Moskwy Prawosławnego Kościoła Ukrainy, kierowanego przez metropolitę Epifaniusza, pozwolili nawet wybranym parafiom na obchodzenie Bożego Narodzenia wraz ze światem zachodnim.
Tegoroczne Święta będą inne, o wiele bardziej ciche i zanurzone w ciemności. Nawet gdybyśmy chcieli zapomnieć na chwilę o ciężkich czasach i rzucić się w wir świątecznych zakupów, odwiedzin i dekorowania błyskotkami swoich domów, nie uda nam się. Mnóstwo osób straciło pracę i jest w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej. Nie będzie ich stać na suto zastawiony stół i prezenty. Poza tym od ponad dwóch miesięcy wszędzie brakuje światła. Ktoś ma prąd z przerwami, inni jak choćby mieszkańcy Antoniwki nie mają go wcale.
Do tej wioski w okolicach Chersonia, gdzie znajduje się wielki most łączący dwa brzegi Dniepru, niszczony najpierw przez wojska ukraińskie, a później rosyjskie, zawieźliśmy dwa tygodnie temu pomoc humanitarną. Szybko rozpakowywaliśmy busa z paczkami z jedzeniem. Wieś znajduje się na samym brzegu rzeki, a po przeciwnej stronie stacjonują już Rosjanie. „Drodzy, rozchodzimy się. Nie robimy zgromadzenia, żeby nas z dronów nie wypatrzyli i nie ostrzelali” – nawołują panie koordynujące rozdawanie pomocy humanitarnej. Kilka godzin wcześniej pociski zniszczyły domy na pobliskiej ulicy, więc pomogliśmy wydostać się z piwnicy starszej kobiecie i odwieźliśmy ją w bezpieczniejsze miejsc. Kiedy o. Misza rozmawiał z mieszkankami Antoniwki widziałem łzy w ich oczach. Płakały ze wzruszenia, że ktoś do nich przyjechał. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że w czasie wojny najgorsze jest poczucie opuszczenia. Przypominają mi się pierwsze dni walk o Kijów, kiedy Marina poprosiła o zawiezienie pomocy matce samotnie wychowującej syna. Gdy odchodziliśmy, kobieta pytała: „Czy jak będzie źle, to mi pomożecie? Czy nie zostanę sama?” Podczas wojny nauczyłem się, że tym, co mogę dać bliźniemu nie są wyłącznie rzeczy, pieniądze, dach nad głową, mądre kazania czy pocieszające słowa, ale właśnie obecność. Zresztą, nie trzeba wojny, by wiedzieć jak gorzko smakuje samotność i jak wiele znaczy dać siebie samego w podarunek. Wiele osób nie potrzebuje niczego od nas, ale tęskni za nami, za naszą obecnością.
Dawid ma 14 lat i od ponad półtora roku mieszka w Domu św. Marcina ze swoim starszym bratem Rolandem. Trafił tu kiedy jego stan zdrowia bardzo się pogorszył, a lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Okazało się jednak, że Boże plany są inne. W Fastowie udało się podleczyć go na tyle, że mógł trafić do jednego z najlepszych w Ukrainie specjalistycznych szpitali dziecięcych i przejść poważną, wielogodzinną operację. Niedawno wrócił do Fastowa. Wiem, ile serca, troski i starania w walkę o życie i zdrowie Dawida wkłada Wira. Nie dziwię się więc, że tak bardzo się cieszy, że operacja się udała. „To naprawdę cud” – mówi. I dla wszystkich nas najlepszy prezent na Święta. Kiedy z Wirą, Marzeną i Rolandem odprowadzaliśmy Dawida na izbę przyjęć, mijaliśmy się kilkakrotnie na szpitalnych korytarzach ze Scottem Kelly, amerykańskim astronautą, pomagającym zbierać pieniądze na rzecz ofiar wojny. Jest on niekwestionowanym rekordzistą długości przebywania w przestrzeni kosmicznej. Bóg ma poczucie humoru, więc może w ten niedzielny wieczór w kijowskim szpitalu Ochmatyd w taki sposób dał nam znak z nieba, że z Dawidem wszystko się uda? I choć zgodnie z tradycją zasiadamy do wieczerzy wigilijnej po pojawieniu się na niebie pierwszej gwiazdy, to warto czasem spojrzeć wokół siebie, bo owa Gwiazda Zbawienia, może zabłysnąć w drugim człowieku. Żeby ją dostrzec trzeba chyba mieć trochę młodzieńczej wrażliwości i nadziei. „Miłość jest bardzo kobieca, wiara bardzo męska, jedynie nadzieja jest wciąż dziecięca. Dopiero dzięki niej rozpoczyna się spełniać w chrześcijaństwie polecenie: Stańcie się jak dzieci” (Franz Rosenzweig).
W przeddzień Bożego Narodzenia w ukraińskich domach zasiada się do uroczystej kolacji. Święty wieczór, bo tak jest tu nazywana wieczerza wigilijna, gromadzi przy stole całe rodziny. Jednym z praktykowanych zwyczajów jest zostawiania pustego miejsca na wypadek, gdyby do domu zawitał niezapowiedziany gość. Jestem przekonany, że w tym roku pustych miejsc będzie znacznie więcej. W wielu rodzinach zabraknie przy wigilijnych stołach walczących na froncie lub służących jako lekarze czy sanitariuszki kobiet i mężczyzn. Będą łzy bólu po zmarłych, zaginionych i uwięzionych. A także telefony od tych, co musieli opuścić swoje domy i są daleko od bliskich. To będą trudne Święta.
Ukraińcy są narodem rozśpiewanym. Śpiewa się w cerkwiach, kościołach i domach. Na pewno nie zabraknie więc w tym roku kolęd. Ojciec Misza opowiadał mi, że w jego rodzinnym domu śpiewało się zabronioną oficjalnie w czasach Związku Radzieckiego kolędę „Smutny święty wieczór w 1946 roku”. Opowiada ona o tragicznych czasach po zakończeniu II wojny światowej, kiedy to komuniści dokonywali masowych aresztowań i deportacji Ukraińców na Syberię. Kolędę kończy wołanie do Boga:
Jezusie nasz Boże,
pochyl się nad nami.
Daj zobaczyć wszystkich bliskich,
za świątecznym stołem.
A w bojach zabitym,
naszym bohaterom,
udziel Boże miłosierny,
wieczności w Twoim Królestwie.
Smutny święty wieczór,
w czterdziestym szóstym roku.
Po całej naszej Ukrainie
płacz na każdym kroku.
Drogie Siostry, Drodzy Bracia, mam wrażenie, że dzięki tym listom, opisującym nasze codzienne dominikańskie życie w Ukrainie, staliśmy się sobie bliscy. Poznaliście nasze imiona i miejsca, gdzie służymy. My również nosimy Was w sercach, pamięci i modlitwie. Dziękujemy, że jesteście z nami i wspieracie nas i tych, którym staramy się służyć. Dlatego w ten symboliczny sposób chcemy przełamać się z Wami, zgodnie z ukraińskim i polskim zwyczajem, opłatkiem i podzielić kutią, życząc sobie wzajemnie prawdziwego pokoju. Niedawno siostra Damiana przyniosła dzieciom, których uczy katechezy, wielki tort. W końcu Boże Narodzenie, to pamiątka urodzin naszego Zbawiciela! Nie popadajmy więc w smutek i zniechęcenie, ale pełni „nadziei, która zawieść nie może” (Rz 5, 5), świętujmy z radością przyjście Pana.
Z pozdrowieniami, modlitwą i wdzięcznością,
Jarosław Krawiec OP, Kijów, 22 grudnia 2022 roku
OGLĄDAJ relację na bieżąco: Atak Rosji na Ukrainę