Alternatywa dla domów dziecka * Pomysł na lepsze dzieciństwo
Na początku jest idea. Idee w tym kraju ma wielu ludzi i zwykle na tym poprzestają. Tym razem stało się inaczej…
Białe drzwi jak do wielu mieszkań w gdyńskich kamienicach. Otwiera uśmiechnięty piętnastolatek Piotr. Szczęść Boże – mówi na powitanie. Trwa przygotowanie do obiadu. Kuchnia jest jeszcze nieukończona – mówi „mama” – Maria Kuklewicz. - Może w tym roku uda nam się zrobić taką z prawdziwego zdarzenia. Dzieci siadają do stołu. Pierwsze, drugie, trzecie… dziewiąte. No to jemy. Żadne z dzieci jednak nie zaczyna jeść. Cisza. W pewnym momencie mały czteroletni Dawid zakrzyknął – zapomnieliśmy o modlitwie!
„Uwielbiam rysować. Może będę ekspedientką. Kiedyś założę rodzinę…”
Maria i Andrzej postanowili „coś zrobić w życiu”. Chociaż mają już własne dzieci, postanowili, że w „fotelu siedzieć nie będą”. Myśl o obdarowywaniu miłością tych, którzy jej nie doświadczyli, świtała od dawna. Nie miało to być pogotowie opiekuńcze, bo do niego dzieci przychodzą na krótko. Miesiąc, rok najdłużej. Dzieci się zmieniają. Trudno wtedy utworzyć „rodzinę”.
Najpierw musieli chodzić na kursy przygotowawcze do ośrodka adopcyjnego. Organizuje się je po to, aby potencjalni „rodzice” odpowiedzieli sobie w sposób świadomy na pytanie, czy rzeczywiście tego chcą? Czy nie jest to jedynie poryw chwili? Takie ugruntowanie jest czymś fundamentalnie ważnym. Opatrzność boska nad nami czuwała od początku – mówi Maria. Dyrektor domu dziecka na Demptowie, gdzie już pracowali Maria i Andrzej, utworzył eksperymentalną grupę rodzinną. Pozostał jedynie problem mieszkania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Urbański