Mąż zmarł wiele lat temu, a ja samotnie wychowałam dwóch synów, zapewniając im wyższe wykształcenie.
Żyłam i nadal żyję w sposób bardzo aktywny zawodowo, brakuje mi często czasu, więc nie jestem typową mamuśką zapraszającą na obiadki czy opiekującą się wnuczką, z którą mam dobry kontakt. Podzieliłam między synów oszczędności, mam z nimi kontakt telefoniczny, ale coraz bardziej brakuje mi spotkań. Jeden syn za granicą, drugi bliżej, ale synowa z pretensjami, że mogłam dać więcej, więc brakuje serdeczności. Czuję, że coś po drodze zgubiłam, może ich źle wychowałam?
Wdowa
Fantastycznie sobie Pani poradziła, a jeśli zaczynają się pojawiać różne wątpliwości, można im zaradzić. Możliwe, że walcząc o codzienność, nie pokazała Pani synom, jak buduje się relacje rodzinne, zabrakło na to czasu. Ale nie należy się o to winić, takie były realia. Pani dużo pracowała i oszczędzała dla... ale nie sądzę, aby teraz mieli oddawać dług wdzięczności. Pani przed laty też zaczęła samodzielne życie. Obowiązek wychowania dzieci wykonała Pani z nawiązką i teraz czas zacząć przygotowania na starość. Pani samotność nie może być ich problemem. Jesteście w kontakcie, głównie telefonicznym, bo syn z zagranicy i tak nie ma innej możliwości, a ten nieco bliżej ma swoje problemy i nie rozumie, że są chwile, gdy mama czuje się samotna i pogubiona. Kolejnymi prezentami nie kupi sobie Pani ich wdzięczności. Teraz jest dobry czas, by zbudować relacje z koleżankami, sąsiadami, znajomymi, zacząć chodzić na jakieś spotkania, wejść w różne grupy przy parafii. Poznałam wiele lat temu kilka wojennych wdów. Opowiadały, że nauczył je żyć w nowej rzeczywistości ich proboszcz. Zmuszał do aktywności, organizowania wspólnych imprez, wycieczek, by nie żyły tylko dla dzieci. One się zaprzyjaźniły, wspierały, stworzyły silne więzi i pomagały szczególnie wtedy, gdy dzieci wyrosły i odeszły.
U nas dominuje model, że babcie i dziadkowie zajmują się wnukami, po raz drugi całkowicie oddając się rodzinie. Jest to piękne i dobre, zgodne z prawami życia w wielopokoleniowej rodzinie. Ale przecież często nie jest to możliwe, jak w Pani przypadku, gdy pracuje Pani od rana do wieczora. Poza tym synowa lub zięć mogą za nami nie przepadać i nie życzyć sobie częstych kontaktów. Obecnie wiele rodzin rozjechało się po świecie i takich sytuacji będzie coraz więcej. Trzeba znaleźć swój sposób na samotność. Wszystko zależy od usposobienia, zdolności, możliwości. Na przykład pisze młoda mama, która jest z kolejnym dzieckiem w ciąży, że tak bardzo by potrzebowała pomocy, wsparcia, kogoś, kto by trochę pomógł przy dzieciach, a ją natchnął optymizmem. Jestem pewna, że gdzieś blisko kilka starszych i mądrych kobiet nie wie, jak wypełnić pustkę po mężu, po dorosłych dzieciach. W wielu blokach lub kamienicach z powodzeniem funkcjonuje model przyszywanej babci lub dziadka. Właśnie parafie mogłyby stać się centrum wymiany usług, a jeśli nie, to samemu należy otworzyć oczy, serce i wyjść do ludzi. Tyle osób potrzebuje pomocy i tyle samo czuje się niepotrzebnych. Problem w tym, by ich ze sobą spotkać. Może po zakończeniu pracy zawodowej to stanie się Pani powołaniem?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Iza Paszkowska , polonistka, matka 4 dzieci