Nasze dzieci są zdrowe, więc rzadko bywamy u lekarza. Potrzebna była jednak wizyta u dentysty. Syn bardzo się bał. Obiecałam mu nagrodę, jeśli podda się leczeniu.
Zostałam w przychodni skrytykowana, że podtrzymuję jego histerię. Czy nie powinno się dziecku dać nagrody za tego typu osiągnięcie? Usłyszałam też uwagi, że to źle, jeśli dzieci siedzą z mamą w domu i nie chodzą do przedszkola, bo są potem takie „dzikie” i wszystkiego się boją.
Niepewna Mama
Dziecko, które jest zdrowe i rzadko bywa u lekarza, ma prawo bać się, płakać, protestować. Nie potrafi kontrolować odruchowego strachu. Zadaniem rodziców jest wspieranie malucha, dodawanie mu otuchy, łagodzenie stresu. Oni wiedzą najlepiej, jak własne dziecko zmotywować. Nie musi Pani mieć żadnych kompleksów z powodu swojego pomysłu. Próbowała Pani rozwiązać problem, a opanowanie strachu to wielkie osiągnięcie i jak najbardziej należała się synowi nagroda. Zresztą, uwagi robione w takiej sytuacji, gdy mama stara się zapanować nad sytuacją i sama jest w związku z tym zdenerwowana, są bardzo nie na miejscu. Możliwość wychowywania dzieci w domu bez konieczności chodzenia do pracy to powód do dumy i radości. Dzieci przyzwyczajone do przedszkoli, do obcych, przebojowe i odważne mają często mniejszą wrażliwość. Może się z nimi lekarzom łatwiej pracuje, ale ich rodzice też będą mieli kłopoty, tyle że inne. Pamiętam różne histeryczne zachowania własnych dzieci. Przez 9 lat nie pracowałam zawodowo, byłam cały czas z nimi. Kiedyś w gabinecie szkolnej higienistki moja 6-latka zaparła się na całego. To przecież nie znaczy, że wyrosła na osobę niezaradną życiowo.
Czasami mama musi być uparta i nie przejmować się dobrymi radami na temat wychowania swoich dzieci. Pamiętam 6-latka, który kompletnie nie nadawał się do zerówki. Umęczona mama siedziała z nim przez kilka godzin zajęć, a jakiekolwiek próby jej wyjścia kończyły się rozpaczą. Była to dojrzała kobieta, która w miarę pogodnie znosiła wszelkie prognozy, że wychowa ofermę, że on sobie w życiu nie poradzi. Już skończył studia, jest energicznym, odpowiedzialnym mężczyzną. Staje mi przed oczyma inny 6-latek, który codziennie zgłaszał się jako dyżurny w szatni, bo w ten sposób był pierwszym, który witał mamę. I znowu komentarze i „dobre rady” życzliwych krytykujących nadopiekuńczą matkę. W rosłym żołnierzu trudno dzisiaj rozpoznać tamtego zestresowanego malucha. Na szczęście rodzice mają intuicję. Znają swoje dzieci. Wiedzą, że czasami trzeba wspierać, dodawać otuchy. Uwagi osób postronnych bywają po prostu niegrzeczne. Matki, które przebywają z dziećmi w domu, potrzebują wsparcia, a nie komentarzy. Ojcowie, chcąc utrzymać rodzinę, pracują całymi dniami Nie jest tym kobietom łatwo, bo często przez kilkanaście godzin dziennie nie mają kontaktu z innymi dorosłymi. Wypełnianie codziennych obowiązków wydaje się bezowocne, bo efektów wykonanej pracy nie widać. Bardzo przeszkadza im brak społecznej akceptacji. Wiadomo, że kobiety tę rolę pełniły od wieków. Ale dawniej nie były tak bardzo samotne, bo wielopokoleniowe rodziny zapewniały wsparcie. Nasze rady lepiej zamienić na konkretną pomoc.
Jeśli chcesz zadać pytanie w sprawie problemów w rodzinie, napisz do mnie: ipaszkowska@goscniedzielny.pl lub na adres redakcji: skr. poczt. 659, 40-042 Katowice
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Iza Paszkowska , polonistka, matka 4 dzieci