Powiedzieć, że agresja Rosji na Ukrainę jest najważniejszym wydarzeniem na świecie w mijającym roku, to jak nic nie powiedzieć. To wojna wielowymiarowa, dotykająca praktycznie każdego obszaru rzeczywistości – nie tylko politycznego, militarnego czy gospodarczego, ale również duchowego.
To wojna, która jest efektem kilkunastu lat szykowania gruntu przez Rosję: testowania reakcji Zachodu na kolejne akty agresji przy równoległym pogłębianiu zależności energetycznej Europy od rosyjskich surowców. Z niezrozumiałych zupełnie dla mnie powodów do 24 lutego br. większość „poważnych” ludzi na tym świecie uważała, że Rosja nie odważy się na pełnoskalową inwazję na Ukrainę. Dopiero po 24 lutego w zachodniej prasie przeczytałem: „Większość poważnych ośrodków analitycznych na świecie myliła się w ocenie zagrożenia ze strony Rosji”. Dla mnie, zupełnie przecież niepoważnego na tym tle obserwatora relacji międzynarodowych, nie do pojęcia jest, że ta agresja mogła być dla kogokolwiek, a co dopiero dla „poważnych” ośrodków, zaskoczeniem. Odkąd 13 lat temu po raz pierwszy napisałem, że budowa gazociągów Nord Stream jest szykowaniem gruntu pod wojnę w Europie, a na pewno do ataku na Ukrainę i być może kraje bałtyckie, wszystkie kolejne kroki Moskwy tylko potwierdzały ten kierunek. Gdy w listopadzie zeszłego roku rosyjskie i białoruskie służby chciały sparaliżować Europę sztucznym kryzysem migracyjnym, napisałem, że to niemal na pewno przykrywka do prawdopodobnej agresji na Ukrainę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina