Było tak pięknie, świątecznie nastrojowo, bajecznie. Pachniało choinką i piernikami, a echo powtarzało pastelowe „Lulajże, lulaj”. A tu taki zgrzyt. Oskarżenia, nienawiść, kamienie, krew, śmierć.
Opowieść o męczeństwie Szczepana to przestroga, bym nie oceniał ludzi wedle ich historii, ale zadania, do którego Bóg ich powołał. Tak było przecież z „młodzieńcem zwanym Szawłem”, u którego stóp złożono szaty wyznawcy Chrystusa.
– Myślę, że nawrócenie Szawła zaczęło się już w chwili męczeństwa Szczepana – opowiadał mi paulin o. Stanisław Jarosz. – Stał, przyglądał się, a młodziutki Szczepan modlił się za tych, którzy go kamienowali. A jeśli ktoś modli się za zabójców, to nie wierzę, by Bóg takiej modlitwy nie wysłuchał! Szczepan wołał: „Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Ojca”. Postawa stojąca jest dla Żydów postawą modlitwy. Jezus wstawiał się za Szczepanem i jego zabójcami. Ze śmierci męczennika czynił świętą liturgię – mówił paulin.
Wiele razy słyszałem, że w czasie uwielbienia otwiera się nad nami niebo. To nieprawda. Ono jest otwarte nieustannie. 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Otwarte niebo towarzyszyło Jezusowi zanurzającemu się w falach Jordanu. Wypełniło się pełne tęsknoty wołanie Izajasza: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił”. „Widzę niebo otwarte!” – wołał Szczepan.
Szawła gorszyły opowieści o ukrzyżowanym okrzykniętym Chrystusem Galilejczyku. Krzyk kamienowanego młodzieńca rozwścieczył jego prześladowców. „Podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego”. To było bluźnierstwo, a prawo znało jedno rozwiązanie na takie słowa.
Ziarno zostało zasiane. Zaczęło obumierać.
„Ci, których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z powodu Szczepana, dotarli aż do Antiochii, głosząc słowo samym tylko Żydom. (…) W Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami” (Dz 11,19-28). Dzisiejsza turecka Antakya, tętniąca życiem stolica rzymskiej prowincji Syrii, odległa o 22 km od brzegu Morza Śródziemnego, po ukamienowaniu Szczepana stała się drugim po Jerozolimie ośrodkiem chrześcijaństwa.
Ci, którzy prześladują Kościół i próbują zakneblować usta jego prorokom, nie zdają sobie sprawy, że im bardziej Go niszczą, tym mocniej wybucha On łaskami Ducha.
Jakże krótki jest dystans między uwielbieniem a chwyceniem za kamienie, między niedzielnym: „Hosanna!” a piątkowym: „Ukrzyżuj!”.
I co z tego, że „zdumiewali się cudami i znakami, które Pan przez niego czynił”? I co z tego, że „nie byli w stanie sprostać jego mądrości”? Że „wszyscy, którzy zasiadali w Sanhedrynie, przyglądali się mu uważnie i zobaczyli twarz jego, podobną do oblicza anioła”? Po chwili chwycili za kamienie.
Krew niewinnego Szczepana woła głośniej niż jego nauczanie. Świat przeciera ze zdumienia oczy, nie rozumiejąc, dlaczego katolicy, którzy ledwo co wstali od suto zastawionego wigilijnego stołu i nucenia „Cichej nocy”, czytają o kamienowaniu młodziutkiego ucznia Jezusa. Po co psują sobie nastrój i demolują „magię świąt”? Krew męczenników jest znakiem, wobec którego świat jest bezradny.
Ukamienowanie św. Szczepana. Rycina z Biblii wydanej w 1909 r. Reprodukcja Henryk Przondziono / Foto GośćMarcin Jakimowicz