Liturgia, czyli jeden z ważkich sposobów wyznania wiary, powinna być wyznaniem radości, powinna być samą radością
Niedawno były święta. Właściwie one wciąż trwają, jako że zmartwychwstanie zapoczątkowało nową epokę. Ze świętami trwa, czy trwać powinna, radość tych, którzy nie tylko uwierzyli, ale sami zmartwychwstania pragną. Bo nie wszyscy uwierzyli, a są i tacy, którym myśl o wiecznym życiu zawadza. Ze zdumieniem i niesmakiem przeczytałem w wielkanocne święto internetowe wyznania pewnej publicznej osoby. Nie będę autorki ujawniał. Sili się ona na radość, zawsze zresztą tak czyni, i to dość krzykliwie. Ale w tle jej wyznań widać dojmujący smutek. I tu dostrzegam punkt spotkania chrześcijańskiej radości i pogańskiego smutku. Jest to punkt ogromnego kontrastu, z czego wynika niemożność porozumienia się obu stron.
Kilka dni wcześniej grupa moich „muzykantów” wróciła z diecezjalnego przeglądu zespołów liturgicznych. No i jak było? – pytam. „Fajnie, zebraliśmy najwięcej oklasków. Wszystko było nieco smętne, ale to taka kategoria. Myśmy publikę trochę rozkręcili” – komentują. W pierwszej chwili ubawiła mnie ta „kategoria”. No bo w końcu to zespoły liturgiczne i takiż repertuar. Zatem nie rozrywkowy. Ale przecież liturgia, czyli jeden z ważkich sposobów wyznania wiary, powinna być wyznaniem radości, powinna być samą radością. „Ale nie wesołością!” – ktoś zaoponuje.
Zgoda, jednak smętnie, jeśli ta „kategoria” jest odbierana jako smętna. I wracam do punktu spotkania naszej radości i pogańskiego smutku. Bo owa wspomniana pani z Internetu pisze dalej tak: „Strach przed rajską wiecznością jest nie mniejszy niż przed ogniem piekielnym. Nie tylko ze względu na małą atrakcyjność chrześcijańskiego nieba, oferującego głównie śpiewy w chórach anielskich i grę na harfach”. Niech jej będzie, mnie też byłoby to zbyt mało jak na niebo. Ale pytam: gdzie nasza chrześcijańska radość? Dlaczego nawet radosny, rozśpiewany gita-rzysta mego liturgicznego zespołu wyraził się „smętne, ale to taka kategoria”?
Żyjemy w otoczeniu pogańskiego świata. A ten zawsze był smutny. Im smutniejszy, tym krzykliwiej budował wokół siebie zasłonę sztucznej wesołości. Tak było w starożytności, tak jest i dzisiaj. I zawsze szły na to ogromne środki materialne. I zawsze kończyło się pijaństwem, orgiami, pogardą życia. Gdzie jest nasze świadectwo radości? Radości bez kategorii „smętne”. Czyżbym o rzeczy niemożliwe pytał?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów