Zagrożenia są nieodłączne od naszego życia i nie ma co udawać, że ich nie ma Redakcja „Gościa Niedzielnego” rozpisała ankietę z pytaniami o przyczyny kryzysu rodziny oraz o środki zaradcze i naprawcze. Również mnie proszono o wypowiedź.
Wymagałaby ona najpierw określenia, co rozumiemy przez kryzys rodziny. Skoro jednak pytanie padło, musimy przyjąć, że Redakcja ocenia obecny stan (polskiej) rodziny jako kryzysowy, co należy rozumieć w ten sposób, że jest gorszy, niż był „kiedyś”. Stan współczesnej rodziny doczekał się wielu dość wszechstronnych badań, głos w ankiecie może być tylko subiektywny i przyczynkarski. Tak też i ja wtrącam swoje „ja uważam”, zwracając uwagę na jedną z wielu przyczyn, często się zazębiających.
A widzę ją w atmosferze, w jakiej wyrasta i wychowuje się współczesny młody człowiek. On wciąż słyszy o zagrożeniach dybiących na każdym kroku: świat pełen zagrożeń. Politycy przerzucają się oskarżeniami (przeważnie zresztą zarzucając innym to zło, którego sami się dopuszczają). Świat opisywany w literaturze i pokazywany w mediach jest przesiąknięty agresją, głosy internautów to zwierciadło nienawistników. Padają słowa sugerujące, że na świecie toczy się ciągła wojna wszystkich przeciw wszystkim. Język, nie tylko polityków, ale też nasz powszedni, tryska terminologią bojową, jakbyśmy permanentnie obracali się wśród wrogów: nieprzyjaciel rzekomo czyha na każdym rogu. W mediach (niestety także w takich, co noszą etykietę „katolickie”) podsyca się klimat podejrzliwości, nieufności, lęku...
A przecież rodzina powstaje, gdy mężczyzna i kobieta wzajemnie się sobie oddają i przyjmują. Czy w klimacie podejrzliwości i rysowanych zagrożeń da radę wychować człowieka zdolnego do takiego bezwarunkowego, nieodwołalnego oddania się drugiemu i przyjęcia oraz zaakceptowania go? Czy młodego człowieka wychowuje się dziś na istotę ufną – czy on obserwuje to zaufanie we własnej rodzinie, w środowisku, w szkole? Czy sam czuje się akceptowany, doznaje zaufania, doświadcza uznania? Mówi się wiele o „przygotowaniu do życia w rodzinie”. Myślę, że założeniem, początkiem tego przygotowania winno być kształtowanie tej podstawowej, otwartej, pozytywnej postawy wobec ludzi.
Zagrożenia są nieodłączne od naszego życia i nie ma co udawać, że ich nie ma. Ale patrzenie na świat przez pryzmat zagrożeń, ciągłe o nich mówienie, wpaja młodemu człowiekowi przekonanie, że inaczej być nie może, że trzeba się dostosować, nie ufać nikomu, okopać się, a przede wszystkim samemu uzbroić w agresję. Niby to ostrzegając przed agresją, napędza się ją. Tak uzbrojony człowiek idzie w życie, zakłada rodzinę, w której przecież najbardziej jest sobą. Stąd moja rada: wychowujmy się do ufności. Bo kryzys rodziny to kryzys człowieka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego