Nie rozumiem filozofii wielu szkolnych i katechetycznych programów. W tym nierozumieniu, niestety, nie jestem sam
Notatki do tego tematu tkwiły na dysku od jesieni. I nastała chwila sposobna, by się nimi posłużyć – początek roku szkolnego (i katechetycznego). Początek beze mnie, bom od kilku tygodni szkolny emeryt, zaczynam nabierać zdrowego dystansu. A temat?
Zaczęło się jakiś czas temu, gdy znowu prowadziłem dzień skupienia dla młodych księży. Tak, tak, przez wiele lat po święceniach trwa ich dalsze dokształcanie i formacja. I na tym dniu skupienia, przy popołudniowej kawie, zgadało się o programach katechetycznych. Ja już wtedy byłem z innej epoki katechetyczno-metodycznej, nie śmiałem więc zbyt wiele mówić. Ale młodzi mówili. Któryś z nich w końcu powiedział: „Wie ksiądz, ja nie rozumiem tych programów. Ale muszę według nich uczyć”. Nieśmiało wtedy przyznałem, że ja w ogóle nie pojmuję ich filozofii. „Dlaczego?”. Może to moje skrzywienie z czasów studiów? Pracę dyplomową pisałem z metodologii nauk na temat systematyzacji teologii. A dzisiejsza pedagogika i katechetyka ignorują zasadę systematyzacji. Tak wygląda szkolna pseudonauka w klasach wstępnych. W tym samym kierunku poszły programy katechetyczne.
„No, ale przecież Katechizm Kościoła Katolickiego, ten oficjalny, rzymski, jest bardzo ściśle usystematyzowany” – przypomniał któryś z młodych. Tak, ale tego nie zauważyli albo nie wzięli pod uwagę twórcy programów katechetycznych – odpowiedziałem. Ale, wiecie chłopaki, ja już jestem nie tej daty, ja się pewnie nie znam na nowych trendach, metodach, zresztą – nie moja specjalizacja, potraktujcie to jako takie moje niefachowe trudności. „A ile lat ksiądz uczy?”. Prawie czterdzieści. „To niech ksiądz nie mówi, że się na tym nie zna!”. No, niby tak, ale...
Pamiętam tę rozmowę mimo upływu czasu. I dalej nie rozumiem filozofii wielu szkolnych i katechetycznych programów. Martwiłbym się tym, gdybym w tym nierozumieniu był sam. Ale nie jestem. Martwiłbym się, gdybym ciągle stał przed dylematem, według którego programu uczyć. Ale nie stoję, bom już szkolny emeryt. Cieszę się tym, że Bóg nas kocha i że jesteśmy ludem Bożym, i że idziemy do Ojca. Ale nie chciałbym zapomnieć ani sześciu prawd wiary, ani siedmiu sakramentów, ani dziesięciorga przykazań, ani ośmiu błogosławieństw, ani siedmiu próśb Modlitwy Pańskiej. O! Ostatnie zdanie ułożyło się w zarys programu! Czy to przypadek?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świetów