Z dyskryminacją mamy do czynienia wówczas, gdy państwo stosuje ograniczenia prawne względem pewnej grupy własnych obywateli
W ramach „Europejskiego Roku na rzecz Równych Szans dla Wszystkich”, Zarząd Regionu Śląsko-Dąbrowskiego „Solidarności” zorganizował konferencję na temat „Upowszechnianie norm prawa dotyczących dyskryminacji a kształtowanie prawidłowych relacji międzyludzkich w stosunkach pracy”. Organizatorom chodziło o to, jak skutecznie przeciwstawić się zachowaniom o charakterze dyskryminacyjnym, w szczególności w stosunkach pracy. Jest zrozumiałe i godne uznania, że związek zawodowy interesuje się przede wszystkim tym obszarem problemu.
Pojęcie dyskryminacji wymaga jednak doprecyzowania. Często używa się tej nazwy na oznaczenie innych, wysoce nagannych postępowań w zakładach pracy. Na wspomnianej konferencji mówiono też o mobbingu i o molestowaniu, zwłaszcza seksualnym. Wraz z dyskryminacją są to zjawiska z tej samej działki, ale jednak różne – warto, byśmy każde zło nazywali „po imieniu” i dosadnie. Myślę, że mało trafnie odnosi się nazwę „dyskryminacja” do zachowań poszczególnych osób względem siebie. Nie wolno bowiem pod pozorem walki z dyskryminacją godzić w autonomię osoby. Każdy ma obowiązek szanowania innych osób i okazywania im respektu, ale to nie może ograniczać prawa do swobodnego dobierania sobie przyjaciół i kształtowania kręgu towarzyskiego, w którym człowiek się obraca.
Nader złożona jest też kwestia doboru współpracowników. Nie wyobrażam sobie na przykład, bym w obawie przed zarzutem dyskryminacji nie mógł według własnego uznania powoływać sobie asystentów. Dyskryminacja we właściwym znaczeniu tego słowa to zjawisko ze sfery życia publicznego, a narzędziem dyskryminacji jest prawo. Z dyskryminacją mamy do czynienia wówczas, gdy państwo stosuje ograniczenia prawne względem pewnej grupy własnych obywateli. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy sprawującym władzę przyświecają zamysły sięgające dalej niż ochrona praw obywateli i zabezpieczenie ich pokojowego współżycia – np. gdy zabierają się do wprowadzania w praktykę społeczną własnego, „partyjnego” światopoglądu.
Przyznający się do innego poglądu znajdują się wtedy w gorszej sytuacji, mają np. zamkniętą drogę do niektórych stanowisk. Podobne okoliczności mają miejsce, gdy stanowiska publiczne (nie: rządowe!) obsadza się według „klucza partyjnego” – nie mieszczący się w kluczu znajdują się tym samym w gorszym położeniu, są właśnie dyskryminowani, bo nie są „nasi”. Mamy wtedy do czynienia z dyskryminacją polityczną. Pierwszym znanym mi przykładem takiej dyskryminacji był edykt cesarza Dioklecjana z 303 r., zamykający chrześcijanom dostęp do sprawowania urzędów cesarskich. Dobrze się stało, że inicjatywa „Solidarności” chce nas uwrażliwić na zjawisko dyskryminacji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego