Taka księżowska dola – iść przez świat, wszędzie czuć się u siebie, a przecież nieustannie być w drodze
Spotkania po latach zwykle wywołują falę wspomnień. Czasem wspólnych, czasem równoległych, czasem zupełnie różnych. Taką sposobność przyniosły mi niedawno rekolekcje. Zaprosił mnie Michał. Był przed laty moim następcą na którejś tam parafii, mamy więc nieco wspólnych tematów. No i wspominaliśmy. Niby to takie oczywiste, ale był dla mnie odkryciem dystans wobec tego, co było kiedyś. I ja, i on w tamtej parafii przeżyliśmy chwile i piękne, i trudne.
Wspominałem (choć przecież nie nadążałem, by wszystko oblec w słowa), jakby to nie o mnie chodziło. Czułem, że on przeżywał to podobnie. A przecież zostawił tam długi kawał życia. To chyba taka księżowska dola – iść przez świat, wszędzie czuć się u siebie, a przecież nieustannie być w drodze. Kiedyś to nawet jakiś wiersz na ten temat napisałem. W tym momencie przypominają się też słowa apostoła Pawła: „Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost” (1 Kor 3,6). W czasie rekolekcji ta reguła jest dla prowadzącego oczywista. Skończę ostatnie kazanie, spakuję walizkę, wrócę do domu...
O, właśnie! Wrócę na swoją plebanię, ale czy do domu? Bo gdzie właściwie jest mój dom? Nie chciałbym uderzyć w zbyt uroczystą strunę, ale dzień Zesłania Ducha Świętego stał się dniem rozesłania Apostołów. Poszli w świat, nieraz bardzo daleki. Okruchy wspomnień odnajdujemy w ich listach, także w księdze Dziejów. Co by nie powiedzieć o wszystkich różnicach między Apostołami a dzisiejszymi spadkobiercami ich misji, jedną z łączących nas przypadłości jest ta przedziwna cecha, iż wszędzie jesteśmy wśród obcych i zarazem wszędzie wśród swoich. Przynajmniej ja tak to przeżywam.
Może moi współbracia, którzy od pierwszego wikariatu do emerytury mieli tylko dwa adresy, mają inne odczucia. Ale takich jest niewielu. Ja z moimi siedmioma adresami mieszczę się w okolicach średniej. Nie zdziwcie się, jeśli zobaczycie w księgarni tytuł „Gdzie jest mój dom”. Mam odpowiedź na to pytanie, na razie jej nie zdradzę. Ciągle jestem w drodze, więc być może i ta odpowiedź nie jest ostateczna. Ktoś dociekliwy zapytał kiedyś: „Czy nie tęskni ksiądz za swoimi poprzednimi parafiami?”. Nie. Każdą wspominam mile, ale nie tęsknię. Zawsze byłem w drodze. To chyba ma związek z tym wichrem z dnia Zesłania Bożego Ducha. On wieje wciąż. I ten ogień nie gaśnie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świetów