Dni wypełnione parafią, szkołą, rekolekcjami.Dobrze, że mam przynajmniej czas na spacer z moim wiernym psem
Dlaczego księdza nie było na sympozjum? Miałem lekcje w mojej szkole. „Z doktoratem i w wiejskiej szkółce?” Cóż, sam chciałem być wiejskim proboszczem i dobrze mi z tym. Co proszę? Czy mi czasem czegoś nie brakuje? Owszem, brakuje mi zanurzenia się w świat kultury – środowiska akademickiego, teatru, bibliotek, antykwariatów, wystaw, koncertów.
Ale z drugiej strony to ja mam więcej do powiedzenia ludziom niż wielu innych, którzy dostęp do dóbr kultury mają. Mając samochód, można by tego dostępu szukać, ale i to bywa trudne. Nie dlatego, żem osiadł na wsi, ale dlatego, że muszę (bo chcę) pisać. I ten felieton, i biblijny do mutacji, i homilię dla »Opoki«. Dni wypełnione parafią, szkołą, rekolekcjami. Dobrze, że mam przynajmniej czas na spacer z moim wiernym psem. No i dlatego nie było mnie na sympozjum. Źle, źle, że mnie tam nie było, ale nie przeskoczę.
Oj, coś ten felieton w złą stronę poszedł, wygląda albo na jakieś samochwalstwo, albo takie ciche narzekanie. Rzeczywiście, wygląda. A chciałem inaczej. Chciałem napisać o tym, że tak wielu spośród nas, frontowych duszpasterzy, ma niewiele okazji i możliwości złapania szerszego oddechu – czy to kulturalnego, czy intelektualnego. Z czasem potrzeba tego oddechu zanika. Nieraz górę bierze zmęczenie z domieszką lenistwa. A przecież jeszcze trzeba pamiętać o jakimś minimum życia duchowego, religijnego, nie śmiem powiedzieć mistycznego. Efektem bywa ten „wiejski proboszcz”.
Stąd tylko krok do wytartej sutanny albo – w drugą stronę – do szpanowania ekstra furą. Krzywdzące są takie uproszczenia. I nieprawdziwe. Ale są. I jest pokusa, a co najmniej sposobność, by takim proboszczem zostać. Ale wierzcie mi – taką pokusą bywają dotknięci wszyscy. Także miejscy proboszczowie. Powiem więcej – taką pokusą bywają dotknięci nauczyciele i wykładowcy, artyści i medycy.
A z drugiej strony wśród wszystkich można znaleźć ludzi o horyzontach szerokich, zainteresowaniach wszechstronnych, umysłach głębokich. Zaskoczył mnie kiedyś wiejski proboszcz. Na biurku u niego leżał grecki Nowy Testament. Ktoś księdza wywołał. Wziąłem książkę do ręki. Kartki wytarte, podkreślenia, uwagi. On to czyta! Przyłapał mnie na tym. „Sprawdzasz mnie? Nie ty pierwszy”. Doktoratu nie miał, ale był kimś. Nie tylko przez grekę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów