Od dawna wiadomo, że na plotkarza jest tylko jeden sposób: nie słuchać, niech mówi do lustra
Wielki Post to na pewno czas odpowiedni, by poświęcić więcej uwagi cnocie umiarkowania. Jak już wspomniałem dwa tygodnie temu, mamy jako taką świadomość konieczności umiaru w jedzeniu i piciu. Odnośnie do innych zachowań trudno nam jakoś przekonać się do miarkowania się. Wygląda na to, że żyjemy w świecie bardzo nieumiarkowanym. Ten – zdaje się, że rażący – brak umiarkowania daje się zaobserwować i odczuć zwłaszcza w tym wszystkim, co dotyczy języka jako narzędzia mowy. Na pewno wiąże się to z rozwojem techniki.
Morze zadrukowanego papieru, imponująca liczba dzienników, tygodników i gazetek, gęsta sieć nadajników radiowych i telewizyjnych, łatwość znalezienia wydawcy książki, telefon w kieszeni, przede wszystkim zaś Internet – wszystko to prowokuje do „zabrania głosu”. Dopingują nas sondaże, ankiety, badacze opinii publicznej utrzymujący nas ciągle w przekonaniu, że nasz głos jest ważny. Co gorsza, atrakcyjność sensacji sprawia, że „pracownicy mediów” (świadomie używam tej nazwy) mniejsze zainteresowanie okazują wypowiedziom rzeczowym, sensownym, po prostu „zwyczajnym”, niż wystrzałowym, bezsensownym, dziwnym. „Co pan na to?” – a pytany uważa, że zawsze musi coś powiedzieć.
Do tej nadużywanej techniki dorabia się ideologię, nie do zbicia, bo zabezpieczoną niepodważalnymi prawdami. Z jednej strony wolność słowa. A z wolnością słowa jak z wolnością: jeśli nie towarzyszy jej poczucie odpowiedzialności, degeneruje się, może okazać się narzędziem zabijania równie skutecznym jak sztylet. Z drugiej strony ma się na podorędziu hasło „obywatel ma prawo do informacji”. Obywatel, a jakże, chętnie korzysta z tego prawa, ale nie orientuje się, ile w tej podawanej strawie dezinformacji. Tak jak wolność da się wypaczyć w mechanizm zniewolenia, tak pod pozorem informowania można słuchaczy czy widzów mamić i mniej lub bardziej skutecznie przenosić w świat złudzeń i pozorów. Świat wirtualny bywa wtedy traktowany jak rzeczywisty, to, co mówione, jak prawdziwe. Jest to nieszkodliwe dopóty, dopóki pozostaje w sferze marzeń, gorzej, gdy człowiek swe zachowania dostosowuje do świata pozornego, wirtualnego, a nie do tego, w jakim naprawdę żyje. „Na jakim świecie on żyje”, pytają się wtedy co trzeźwiej myślący.
Samo nawoływanie do umiarkowania na niewiele się zda. Jeśli ktoś ma skłonność do zwoływania konferencji prasowej z byle powodu albo do osądzania z góry czy do używania określeń nijak nie pasujących do rzeczywistości, to już taki pozostanie – wykorzysta każdą okazję, by przypomnieć swe istnienie i znaczenie. Na takiego jest tylko jedna rada: nie słuchać. Od dawna wiadomo, że na plotkarza jest tylko jeden sposób: nie słuchać, niech mówi do lustra.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego