Zabawa jest jedną z dróg dorastania do rzeczywistości. Także do nieba
Ranna Msza. Mały Kacper i jeszcze mniejsza Marlenka z trzeciej klasy krzątają się po zakrystii i przy ołtarzu, mogę spokojnie odmówić brewiarz. Wszystko już przygotowane. Także czytanie – Kacperek jeszcze niedawno płakał w klasie, gdy miał powiedzieć wierszyk, teraz widok nawet wielu dorosłych go nie peszy. Fachowym gestem ustawia sobie mikrofon, nabiera oddechu, czyta. Całkiem przyzwoicie.
Marlenka chętna do wszystkiego, od niedawna w zakrystii, a wie, gdzie i co jest, jak przygotować kielich i ampułki, jak ułożyć wezwanie do modlitwy wiernych. No i przeczytać tak, żeby nie tylko Pan Bóg wiedział, o co chodzi, ale i ludzie. Msza się skończyła, dzieci biegną do szkoły. Wieczorem spotykamy się na Różańcu. „Nawet dobrze nam poszło” – dumnie wspominają ranek. Jakby ktoś patrzył i słuchał z boku, mógłby się pośmiać. „Nam” – staremu proboszczowi i jego całkiem jeszcze małym ministrantom. I ta duma, że „dobrze poszło”. Proboszczowi oczywiście też dobrze poszło. Ale ja się nie śmieję.
Dobrze, że są te moje maluchy (starsi dojeżdżają do szkół, nie zawsze więc mogą być). A koniec końców liturgia potrzebuje uczestników. Nie tylko technicznej obsługi ołtarza, ale uczestników Tajemnicy. Nawet malcy wiedzą o tym. Gdy powtarzam przy nich słowa Jezusa: „Gdzie dwaj albo trzej są zebrani w imię moje…”, bezbłędnie kończą zdanie: „…tam i Ja jestem pośród nich”... O, właśnie włączyli dzwon. Wołają wiernych na modlitwę. Mnie też. Dokończę pisania, jak wrócę z nabożeństwa.
Wróciłem. Też dobrze nam poszło. Chociaż, czy ja wiem? Tłumu nie było, dzieci niewiele, ale przy ołtarzu i licealiści, i gimnazjaliści, i te moje maluchy. Dzieci jeszcze – ale z jakim przejęciem oni to wszystko robią – czytają biblijne fragmenty do tajemnic Różańca, odmawiają kolejne zdrowaśki, podają kadzidło, dzwonią na błogosławieństwo, stawiają świece przy tabernakulum, składają welon.
Dziecięca zabawa? Po części tak. Ale przecież dziecięce zabawy, te z podwórka i ulicy, najczęściej są stwarzaniem jakiejś rzeczywistości. To rower zamienia się w strzałę „Formuły 1”, to okienna wnęka w mieszkanie księżniczki, to balkon w samolot, a pluszowe zwierzątka w prawdziwy cyrk. Niech się dzieci przy ołtarzu bawią w niebo. Zabawa jest jedną z dróg dorastania do rzeczywistości. Także do nieba. A po drodze jest ziemia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów