By tworzyć dobre prawo, trzeba ludzi kochać
Słuszność prawa zależy od wielu kryteriów, którym ono musi odpowiadać – przypomnieliśmy dopiero co. Ważne jest uwzględnienie tych kryteriów razem wziętych, bo – na przykład – cóż po najpiękniejszej ustawie, jeśli z góry wiadomo, że nie będzie skuteczna? Do tego, by móc brać pod uwagę wiele kryteriów, potrzeba dużej i rozległej wiedzy – trzeba znać się na prawie, ale także na regulowanej materii, i to postrzeganej we wszystkich uwarunkowaniach: społecznych, technicznych, ekonomicznych...
Zakłada się, że prawodawca taką wiedzę posiada. Co jest oczywistą iluzją, on się zna najwyżej na procedurach stanowienia prawa, natomiast konieczną wiedzę winien nabyć, studiując problem i radząc się fachowców od tego, co ma być przedmiotem ustawy, wysłuchać prawników oraz ludzi o trzeźwym spojrzeniu na świat. Co też jest iluzją, bo współczesny prawodawca to organ kolegialny składający się – jak polski Sejm – z 460 osób, a posłowie głosują wedle wskazań partyjnych, liderzy klubów parlamentarnych uwalniają posłów od troski o wiedzę i orientację w sprawie.
Atoli owej wiedzy niezbędnej do oceny, czy ustawa jest słuszna, brakuje też obywatelom. Liczba osób znających się na przedmiocie poszczególnych ustaw jest zawsze stosunkowo niewielka, opinia o regulowanych sprawach bywa podzielona, a także nasze rozeznanie w „mechanizmach” prawa, jego możliwo- ściach i uwarunkowaniach pozostawia wiele do życzenia.
Każdy zresztą ma prawo powiedzieć, że po to wybieraliśmy posłów i po to utrzymujemy ludzi sprawujących władzę, byśmy mogli zajmować się swoimi sprawami: oni, tzn. politycy, zwłaszcza ci u władzy, są od troski o sprawy publiczne, czyli o dobro nas wszystkich, a pośrednio każdego z nas. Wolno nam zachować taką obojętność polityczną, ale przecież nie zamykamy oczu na to, co wokół nas się dzieje, a jako istoty rozumne pragniemy poddać sprawy publiczne ocenie. I tu zaznaczają się skutki naszego braku wiedzy. Wtedy albo ferujemy osąd wedle własnego „ja uważam”, albo powtarzamy opinie zasłyszane, a dobrze brzmiące w naszych uszach.
Myślę jednak, że istnieje dość proste kryterium dające się zawsze zastosować. Bo skoro punktem odniesienia prawa ma być człowiek, to warto przypatrzeć się i posłuchać, czy i jak pomysłodawcy ustawy odnoszą się do ludzi, jak się o nich wyrażają, jak ich traktują. Nie do ludzi „w ogóle”, nie do swoich kumpli i pociotków, lecz do konkretnych ludzi, zwłaszcza do tych, których uważają za przeciwników. Nie chodzi – oczywiście – o cechy charakteru, takie jak gburowatość, nieprzystępność czy nerwowość, lecz o skłonność do podejrzeń czy pomówień, ciągłe węszenie wrogów, odruchowe przypisywanie złych intencji. Bo taki nie będzie tworzył prawa dla ludzi, lecz przeciw ludziom. By tworzyć dobre prawo, trzeba ludzi kochać.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego