Ani w sporcie, ani w polityce nie ma już dżentelmenów, ale brak dżentelmenów łatwiej znieść w sporcie niż w polityce
Skończyły się Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej – światowy spektakl rozgrywany co cztery lata. Pełne stadiony, wśród widzów prezydenci państw i szefowie rządów, dziesiątki tysięcy ludzi przy telebimach, podobno miliardy przy ekranach telewizyjnych. I narodowe szaleństwa – entuzjazm zwycięzców, autentyczne łzy pokonanych. „We are the best”, szaleją dziesiątki tysięcy kibiców nacji, której reprezentanci wygrali. Ale najlepsi w czym? W dokonaniu odkryć, w osiągnięciach naukowych, postępie technicznym? Nic z tych rzeczy!
Nie było też sukcesów politycznych w sferze międzynarodowej, jak np. zawarcie traktatu pokojowego czy zbliżenie narodów (aczkolwiek – przyznajmy – nie zaistniały konflikty między kibicami pod różnymi flagami, czego się obawiano). Po prostu: lepsi w piłce nożnej (a tak naprawdę to zwycięzcy w zawodach, boć przecież nie zawsze wygrywają najwyżsi klasą). A więc rozrywka, od dawien dawna towarzysząca uprawianiu sportu, niezbędna człowiekowi, skoro wśród wielu jego określeń figuruje też homo ludens (= człowiek bawiący się). Rozrywka: jedni jej dostarczają, inni z niej korzystają.
A jednak te piłkarskie mistrzostwa świata pozostawiły pewien niedosyt i wywołały niesmak. Bo oto najlepszy piłkarz, bożyszcze tłumów, na 10 minut przed końcem imprezy zachował się haniebnie. Nie ma usprawiedliwienia dla jego wyczynu, ale też nie należy postrzegać go w oderwaniu od tego, co dzieje się podczas meczu piłki nożnej – i to nie jakimś tam podwórkowym, lecz reprezentacji państwowych, a więc wśród elity sportu zawodowego. Prowokacja słowna, na którą Zidan zareagował tak nieodpowiedzialnie, to boiskowa codzienność, podobnie jak maskowane faule, brudne chwyty oraz większe lub drobniejsze oszustwa z symulanctwem na czele. Mistrzostwa świata tak – wydawało się – perfekcyjnie zorganizowane, pokazały dobitnie, jak bardzo rzeczywistość odstaje od zasad i od reguł fair play. Nie jest to – przyznaję – stwierdzenie odkrywcze i nie odnosi się tylko do sportu.
Także (a może jeszcze bardziej?) do polityki. Tu i tam mniejsze lub większe łajdactwa czy świństewka należą do środków stosowanych i – niestety – często aprobowanych (zwłaszcza gdy dopuszczają się ich „nasi”). Przez miesiąc telewizyjne „debaty” polityczne odstępowały trochę czasu transmisjom piłkarskim (oby więcej!), tak więc interesujący się i piłką nożną, i polityką łatwo mogli dostrzec analogie w formie i w stylu – z faulami, łgarstwem i „rozbojem w biały dzień”. Takie życie! Przyszło nam wtórować nostalgicznym westchnieniom: ani w sporcie, ani w polityce nie ma już dżentelmenów. A kiedy teraz, po mistrzostwach, pozostały już tylko transmisje z debat (?) polityków, stwierdzamy, że brak dżentelmenów łatwiej znieść w sporcie niż w polityce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego