"Zorganizowana obraza boska". Moje spojrzenie było chyba znakiem zapytania, bo pospieszył z wyjaśnieniem: "Próba przed bierzmowaniem"
Sprzed kościoła rozchodziła się młodzież. Nastroje były majowe. A więc trochę krzyku, trochę obejmujących się par, grupki chłopców, grupki dziewcząt. Na placu boju zostali zmęczeni wikarzy. Poznali mnie. Jeden skomentował: „Zorganizowana obraza boska”. Moje spojrzenie było chyba znakiem zapytania, bo pospieszył z wyjaśnieniem: „Próba przed bierzmowaniem”. Długo rozmawialiśmy o problemie. Bo problem jest. Do bierzmowania, podobnie zresztą jak do chrztu i do Pierwszej Komunii – wszyscy.
Pytanie o wiarę pada – ale przecież słowna odpowiedź zawsze brzmi jednakowo: Wierzę. Niemowlęta problemu nie stwarzają. Pierwszokomunijne dzieci da się utrzymać w garści. Z szesnastolatkami trudniej. Czyżby moje wywody zmierzały ku tezie, że bierzmowanie jest już tylko formalnym gestem? Bynajmniej. Ale problem jest. Chodzi o świadectwo wiary. Nie o 217 pytań z katechizmu, nie o komplet podpisów potwierdzających obecność na Mszach, nie o stopień z religii w dzienniku – choć każde z tych wymagań ma swoją wymowę i znaczenie. Różne widziałem sposoby zmierzające do sedna sprawy.
Sprowadzają się do jednego – zawiązania małych kręgów, w których bezpośredni kontakt daje szansę osobowego kontaktu. Aby to zrealizować, potrzeba wielu animatorów – ludzi żywej wiary, chętnych i przygotowanych do takiego zadania. Skąd ich wziąć? Aby było skąd, parafia musi stać się czymś więcej niż tylko administracyjną jednostką Kościoła. Są takie parafie. Zapytacie, jak jest w mojej parafii? Do modelu wspólnoty wspólnot drogę mamy nieprzetartą. Z wielu powodów. Tyle że w niewielkiej parafii łatwiej o świadectwo, jakie może dawać sam duszpasterz. Ale jego świadectwo nie wystarczy. Mimo wszystko on na co dzień należy do jakiegoś innego świata.
Jakieś dwa lata temu wpisywałem do księgi chrztów adnotacje o bierzmowaniu. Zwykle nie zwraca się przy tym uwagi na świadka. Na jednym z zawiadomień zauważyłem imię i nazwisko, które nosi pewien wcale nie najmłodszy proboszcz. Przypadkowa zbieżność nazwisk – pomyślałem. Aliści kilka tygodni później spotkałem go. Awansowałeś na ojca bierzmowania? – zapytałem. Speszył się nieco i mówi: „No wiesz, chłopak nie miał kogo wziąć, rozumiesz, rodzina taka nieszczególna...”. Rozumiem, odrzekłem, jesteś dla niego kimś ważnym. „Może... Wiesz, mnie też to zdziwiło”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów