Jak szukać pełniejszych dróg kontaktu z parafianami? Kolęda? To nie wszystko
Parafie bywają różne, i to pod niejednym względem. Póki człowiek siedzi u siebie, na swojej plebanii, w swoim kościele – nie zdaje sobie z tego sprawy. Nawet jeśli pofatygować się do sąsiedniego miasteczka czy nieodległej wioski. A mnie zaniosło na kilka dni do metropolii. Wojewódzkie miasto i archikatedralna parafia. Nie, nie, kompleksów to ja nie mam żadnych. Rozmawiamy z proboszczem o przygotowaniu narzeczonych i o rekolekcjach dla małżonków. Metoda dialogowa. Relacjonuje ją w zarysie, opowiada o pożytkach, o sukcesach. No bo czy nie jest sukcesem zażegnanie grożącego rodzinie rozpadu?
Czy nie jest też jakimś sukcesem decyzja pary narzeczonych, że tak naprawdę to parą nie są i lepiej do ślubu nie iść? I wtedy to westchnąłem: Cóż ja mogę zrobić w mojej małej parafii na głuchej prowincji? „To, co robisz! Masz żywy kontakt z ludźmi”. No tak, bezpośredniego kontaktu z parafianami to mi nie brakuje. Nie mam poradni rodzinnej, nie mam animatorów grup bierzmowańców, nie mam wspólnot oazowych ani modlitewnych, nie mam szafarza Komunii świętej, nie mam nawet etatowego kościelnego. Ale jestem blisko ludzi.
W tym momencie przypomniała mi się rozmowa proboszcza mego dzieciństwa z moją Mamą. Nie rozumiałem wiele, ale pewien wątek już wtedy mnie ubawił i dlatego zapamiętałem. Mama z grzeczności zapytała, czy nie ma tarć z parafianami. „O nie, moja pani, nie ma żadnych tarć. Ja sobie tu, na plebanii (do tego stosowny gest), a oni sobie tam (kolejny gest). To i nie ma się co trzeć”. Świetna metoda! Ponoć i dziś stosowana w niejednej parafii. Tarć nie ma, grobowy spokój, w ogóle niczego nie ma.
Jak szukać pełniejszych dróg kontaktu z parafianami? Kolęda? To nie wszystko. Odwiedziny przed chrztem? A może po pogrzebie? Urodziny? Czasu nie starczy na wszystkie takie okazje. A jednak trzeba by szukać sposobności i nowych, i głębszych. W dużych parafiach – by anonimowość nie zdominowała instytucji parafialnych. W małych – bo indywidualny kontakt musi zastąpić wiele niedostatków instytucjonalnych.
Zadzwonił telefon. Katedralny proboszcz ożywił się, kilka słów: „Tak, tak... Dobrze. Za chwilę”. I do mnie: „Wiesz, muszę pójść do jednej rodziny. Prosili, by przyjść, bez względu na porę”. Idź, Staszku, czekają.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów