Katastrofy wydarzające się w zasięgu wzroku, „u nas”, przeżywamy szczególnie, to dramat, w którym uczestniczymy nawet wtedy, gdy nie dotknął bezpośrednio nas i nikogo z naszych najbliższych
Felietony zamieszczane w tym miejscu obracają się zazwyczaj na obrzeżach funkcjonowania naszego społeczeństwa i mechanizmów życia politycznego. Jednak wydarzenia, które zazwyczaj dają asumpt tematyczny i skłaniają do podzielenia się wnioskami ogólnymi, bledną wobec tragedii z 28 stycznia. Trudno, by jakoś do niej nie nawiązać (aczkolwiek w mojej konkretnej w tym czasie sytuacji – w szpitalu – przez pierwszą dobę pozostały tylko modlitwa i milczenie). Sprawy, które zazwyczaj tkwią u tła moich felietonów, są – jak sądzę – ważne i o znaczącym wpływie na życie społeczeństwa, ale one po prostu się toczą, a my – aprobując lub ganiąc – przyzwyczajamy się do nich. Tymczasem tragedia sobotnia to mocne, dla wszystkich wstrząsające, a niektórych bardzo boleśnie dotykające uderzenie. To są „momenty” w historii zarówno indywidualnej, jak też zbiorowej.
Tragedia tej soboty nader boleśnie uświadamia nam, że dzieje ludzkości to nie tylko historia polityczna czy historia idei lub ekonomii, nie składa się na nią tylko historia osiągnięć ludzkich. Dzieje świata to także historia katastrof. Różnych rozmiarów i spowodowanych różnymi przyczynami: katastrofy wywołane siłami natury i zawalenie się urządzeń zbudowanych przez człowieka. Granica nie zawsze jest wyrazista, zdarza się wszak, że działania człowieka prowokują katastrofę przyrody – jak przesadne wycinanie lasów, zasiedlanie polderów, emisja gazów w atmosferę.
Niestety, bywają katastrofy spowodowane nieodpowiedzialnym postępowaniem ludzi (np. wznoszenie na terenach o klimacie zmiennym budowli dobrych i sprawdzonych w ciepłych krajach). O wielu katastrofach wiemy po fakcie, że można było ich uniknąć. Właśnie: po fakcie. Nie o wszystkie spośród nich wolno jednak obwiniać ludzi. Bo oprócz tych, które spowodowała bezmyślność, głupota czy lekkomyślność, przytrafiają się i takie, które wynikają z ryzyka, są następstwem nieodzownego poszukiwania nowych rozwiązań i konieczności zapuszczania się w nieznane. Katastrofy – nie tylko te, które wyrządziły nam niedające się opanować siły przyrody – należą do naszej historii.
Katastrofy wydarzające się w zasięgu wzroku, „u nas”, przeżywamy szczególnie, to dramat, w którym uczestniczymy nawet wtedy, gdy nie dotknął bezpośrednio nas i nikogo z naszych najbliższych. Ale właśnie ze względu na dotkliwość tego bólu i jego nadzwyczajność chciałbym przypomnieć, że dramaty należą do naszego życia. Świadomość tego faktu pozwala: dotkniętym dramatem nie załamać się pod jego ciężarem, ich otoczeniu pogłębić poczucie solidarności, nam wszystkim patrzeć na świat realistycznie i widzieć w nim ciągłe wyzwanie. Ale też właśnie dlatego zawsze aktualna jest prośba: „od choroby, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego