Bite i maltretowane niemowlęta, rosnąca agresja wśród dzieci, totalny brak poczucia winy i żalu młodocianych pensjonariuszy poprawczaków – liczba i natężenie podobnych przykładów to nasza wspólna porażka
Nie ma dnia, by media nie raczyły nas relacjami o brutalnej, często zdziczałej agresji, i to dokonywanej przez coraz młodszych napastników. Reagujemy oburzeniem, współczuciem dla ofiar, żądaniem surowych kar dla bandziorów. Nieraz wygląda to tak, jakby chodziło przede wszystkim o odwet – ząb za ząb, czyli zło za zło. A przecież jedno i drugie, przestępstwo i odwet (faktyczny czy też tylko postulowany), składa się na wizerunek naszego społeczeństwa. Warto, byśmy zdali sobie sprawę, że sprawcy wyrośli wśród nas.
Bite i maltretowane niemowlęta, rosnąca agresja wśród dzieci, totalny brak poczucia winy i żalu młodocianych pensjonariuszy poprawczaków, liczba i natężenie podobnych przykładów to nasza wspólna porażka. Ta sytuacja wymaga sięgnięcia do korzeni zjawiska, a nie tylko oglądania się za winnymi. Bo czy nie jest tak, że oburzamy się na zło, ale tolerujemy je, gdy zostało popełnione w naszych szeregach? Czy mało wśród nas bezwstydnie praktykowanej podwójnej moralności? Czy nasz styl życia nie ułatwia popełniania wykroczeń? Czy nie uprawiamy bezkrytycznego kultu skuteczności? Czy zestaw polityków, których darzymy zaufaniem, nie powinien dać nam do myślenia?
„Bardziej rozum niż siła”, tak jest napisane nad wejściem do starego budynku Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nie przeczę, liczba studiujących w Polsce jest imponująca, a wśród uczniów wiele zdrowej ambicji i chęci zdobywania wiedzy przydatnej w przyszłości. A jednak wydaje się, że klimat społeczny jest wyznaczony pochwałą siły fizycznej, nie zaś poważaniem rozumu. Przykład idzie od „debat” politycznych – w sejmie czy w różnych programach telewizyjnych. Zwłaszcza w tych ostatnich wypróbowaną metodą jest zagadanie przeciwnika, a jeśli już doszedł do głosu, zakrzyczenie go. Wysłuchanie drugiego wydaje się przerastać możliwości psychiczne uczestników „dyskusji”. Zamiast rozumowych, logicznych argumentów, pustosłowie, butna mina i poza gladiatora. Studio telewizyjne jak ring bokserski! A może tak ma być? Zwłaszcza że większość dysput toczy się w obecności publiczności otaczającej „arenę” i kibicującej swoim. Cóż, można i tak, różne są dyscypliny sportowe, niektóre to kombinacje siły, sprytu i inteligencji, bez zadziorności nie ma wygranej (bokserzy przed walką wręcz akumulują złość). Takie wzorce!
W efekcie zachowujemy się tak, jakbyśmy życie coraz bardziej traktowali jako pole walki. Nasz styl staje się coraz bardziej agresywny. Począwszy od języka – ostrego, kąśliwego, pokrętnego, głos jakby naładowany dynamitem. Do przenoszenia pocisków służy często telefon. Telefonuje ktoś z jakimś zapytaniem, ale przerywa w pół zdania – niby zasięgał informacji, a tak naprawdę, to chciał po prostu uderzyć. O czatach już nie wspomnę. Taka ta nasza kultura!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego