To nie takie proste

Największych cierpień doznawali ludzie, ilekroć do rządów dochodziły istoty uznające się za nieskazitelne, doskonałe czy ponadprzeciętne

Jak zbudować państwo niezależne od zalet i wad osób sprawujących rządy – to pytanie zaprzątało umysły, odkąd ludzie zaczęli prowadzić osiadły tryb życia związany nieuchronnie z podziałem pracy, wymianą towarową i chęcią pokojowego załatwiania nieuniknionych przecież spraw spornych. Wprawdzie zawsze było pożądane, aby sprawujący władzę cechowali się etyką osobistą, ale doświadczenie pouczało (czasem dość boleśnie), że rządzący nie są pozbawieni cech ludzkich – co wszak oczywiste, skoro też są ludźmi „z ludzi wziętymi”.

I dobrze, że tak, bo największych cierpień doznawali ludzie, ilekroć do rządów dochodziły istoty uznające się za nieskazitelne, doskonałe, intelektualnie czy etycznie ponadprzeciętne – po prostu „nadludzie”! W myśli politycznej przeto ważkie miejsce zajmuje etyka, wskazuje się, jak wiele zależy od osobistego profilu i poziomu moralnego sprawujących władzę, ale też realistycznie na świat i ludzi patrząc, usiłowano związać władzę prawem. Zwłaszcza w literaturze średniowiecznej zwracano uwagę na cnoty, jakimi władca winien świecić przykładem i podkreślano, że zasady etyczne dotyczące wszystkich obowiązują władcę w sposób specjalny. Nie szczędzono jednak też królom i innym sprawującym rządy przypomnień, że nie stoją oni ponad prawem, lecz zajmują swoje, prawem określone, miejsce w narodzie, a jak urząd, to obowiązek sprawowany dla zachowania pokoju i bezpieczeństwa. Związanie prawem miało neutralizować władcze zapędy i przeciwdziałać skłonności każdej władzy do rozrostu i puchnięcia.

Receptą czasów nowożytnych miał być podział władzy: na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, a ponadto uniezależnienie od nich banku centralnego. Koncepcja ta dość sprytna i racjonalna – władza funkcjonuje w ramach wzajemnych uzależnień i wyłącznie na podstawie prawa. Pomysł był wymierzony przeciw monarsze, mógł on rządzić wedle praw ustanawianych nie przezeń, lecz przez parlament. W demokracji tego antagonisty już nie ma, władzę wybiera lud, głosując na partie polityczne. Stąd w systemie demokracji partyjnej brak rzeczywistego podziału władzy – zwycięska partia uchwala ustawy i sprawuje władzę wykonawczą.

Jeśli jest to – jak się przecież zdarza – partia „wodzowska”, to wódz jest centrum decyzyjnym. I tak wracamy do punktu wyjściowego. W demokracji rysuje się on szczególnie ostro, bo walka o władzę to nie sprawdzian moralności. Obejmując władzę, ludzie nie tracą swych cech, zalet i wad, a te nie pozostają bez wpływu na funkcjonowanie państwa. Prawo ich wprawdzie dyscyplinuje mniej lub bardziej, ale etyki nie da zastąpić ani prawem, ani niczym. Także nie opinią publiczną, która winna tu być najbardziej zainteresowana.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego