Trzeba zapłakać z płaczącymi, ale nie tak, by żalu dodawać– lecz aby go ująć,a otuchę obudzić
Piątek 30 września, godzina 6.37. Uderzenie, potworny wstrząs, ogień. O katastrofie autobusu z pielgrzymką maturzystów dowiedziałem się po powrocie ze szkoły. Pierwsza myśl: Boże, dziękuję Ci, że tam nie było moich dzieci. Ale zaraz poczułem niestosowność takiej modlitwy. Gdyby można było ją cofnąć! Bo co znaczy „nie moje”? Próbowałem sobie wyobrazić piekło płonącego autobusu. I piekło bólu rodziców, którzy szukają swoich dzieci. Przecież to ja mogłem szukać Grześka, Marcina, Kingi, czy innych moich maturzystów. Przestać o tym myśleć... Ale uparta myśl wraca.
Nie pytam Boga „dlaczego?”, bo wiele w życiu widziałem i wiem, że odpowiedzi nie ma. A przynajmniej takiej odpowiedzi, która by w tej chwili wystarczyła. Wieczorem otworzyłem jeden z internetowych portali. Jest coś o katastrofie, czytam. Jest i forum. Przebiegam oczyma nagłówki. „O 6.37 Bóg umarł w moim sercu. Tam zginął mój chłopak”. I tyle odpowiedzi adresowanych do tej dziewczyny. Tyle w nich ciepła, wiary, dzielenia się własnymi doświadczeniami. Dopisałem swoją odpowiedź, choć czuję miałkość moich słów.
Piątkowa tragedia nie jest jedyna. Są straszniejsze. Zresztą – gdy w bezsensownym wypadku ginie jeden człowiek – to tak, jakby cały świat zginął. Jego świat. I świat bliskich mu osób. Cały świat staje się uboższy. Czy z tego zubożenia nie może jednak wyrosnąć coś nowego? Czy nie może ubogacić świata? Solidarność z cierpiącymi. Ofiarna chęć pomocy. Usiłowanie naprawy jakiegoś kawałka świata. Nie podjąłbym się jednak przekonywania tych, których cierpienie dotknęło. Z nimi trzeba być, ale słów wtedy nadużywać nie wolno.
Nawet, jeśli komuś wydaje się, że ma prawo mówić, bo sam wiele przeżył. Trzeba zapłakać z płaczącymi (to św. Paweł), ale nie tak, by żalu dodawać – lecz aby go ująć, a otuchę obudzić. Otuchę? Tak. Pamiętam, gdy w Jerozolimie stanąłem przy skale Kalwarii. To tutaj umarł Bóg... Zszedł w najmroczniejsze zakamarki ludzkiej egzystencji. Otucha – nie jestem sam. On zaś – podobny do nas nawet w okrzyku: „Boże mój, czemuś mnie opuścił”. Czy będzie miał za złe człowiekowi, który doświadczony ponad miarę, mówi, że o 6.37 Bóg umarł w jego sercu? Nie będzie miał za złe. Mało tego – w tym wołaniu usłyszy swoją własną skargę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów