My, chrześcijanie, musimy wreszcie zapytać, dlaczego nas nie chcą, dlaczego Europa nas nie chce...
Wstąpiłem do znajomych. Szedłem z księgarni i niosłem pod pachą „Chrześcijańską Europę” Weilera. „Co masz?”. Rzut oka i wymowny komentarz: „Eeee”. Ale to pisał Żyd, nie chrześcijanin – chciałem podkreślić oryginalność książki. „Eeee, Żyd, chrześcijanin, wszystko jedno”. Ręce i nogi opadają, pomyślałem. Nie obraziłem się.
Mieliby do końca życia argument, że Żyd i chrześcijanin (na dodatek ksiądz) to wszystko jedno. Przy herbacie rozmowa wróciła do tej chrześcijańskiej Europy. Wiesz, powiedziałem, my, chrześcijanie, musimy wreszcie zapytać, dlaczego nas nie chcą, dlaczego Europa nas nie chce... „Nie chce!? – przerwał rozmówca. Oni was mają w...” (bez dosłownych cytatów). Zaperzył się, gdzieś w środku kipiała nienawiść.
Rozmowa poszła w innym kierunku, w końcu spotykamy się nie po to, by wojować. Ale ja zostałem z dylematem: Czy Europa nie chce chrześcijan, czy są jej doskonale obojętni? Nawet jeśli ten dylemat pozostanie nierozstrzygnięty, moje „dlaczego” zachowa swą dręczącą wymowę. Niepokoi mnie fakt, że chrześcijanie rzadko stawiają pytania kłopotliwe dla samych siebie. Czy owi znajomi są chrześcijanami? Ochrzczeni co do jednego. Bierzmowani z jednym wyjątkiem (o czym za chwilę). Pierwsze Komunie urządzali. Kolejne pokolenie ochrzcili.
Zatem formalnie: chrześcijanie. Ale dlaczego tak negatywnie do chrześcijaństwa nastawieni. To znaczy do kogo? Do samych siebie? Do księży i biskupów? A może do wymagań, których znaczenia nie pojmują (dlaczego nie pojmują)? A może dlatego, że zbyt łatwo zaspokajało się ich prośby o chrzest, o Pierwszą Komunię, o ślub i o pogrzeb, nie próbując ukazywać wielkości naszych skarbów? A może dlatego, że chrześcijanie niczym już nie wyróżniają się w otoczeniu?
A może zwrot „chrześcijanie w otoczeniu” nie ma żadnego znaczenia, bo wszystko jest doskonale bezbarwne? Nagle padło zgoła inne pytanie: „Kiedy u ciebie bierzmowanie?”. W maju, odrzekłem. „Bo Kuba jeszcze nie był”. Kuba skulił się i półgłosem powiedział: „Ale ja nie chcę. To jest podobno sakrament chrześcijańskiej dojrzałości. Ja jeszcze nie dojrzałem”. Nie wiem, czy dosłyszeli, nie wiem, czy zrozumieli. Ale ja zrozumiałem, kogo Europa nie chce. Chrześcijan, którzy ani zimni, ani gorący nie są.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii