Wielu współczesnych ludzi egzystuje moralnie piętro niżej od starotestamentalnego „oko za oko”. Gdy ktoś wybije im oko, są gotowi urwać mu głowę.
Jeśli wejdziemy do pierwszego lepszego gimnazjum, możemy się przekonać, że wystarczy być rudym, grubym albo mieć odstające uszy, by narazić się na podbite oko, wyśmianie, odtrącenie. Albo można przespacerować się korytarzami uznanych firm, by być świadkiem powszechnego mobbingu, zazwyczaj nieumotywowanego niczym innym jak tylko zazdrością lub żądzą. We współczesnej dżungli industrialnej rządzi prawo: „wydłub dwoje oczu, by nie zdążył ci oddać”.
Niemała liczba ludzi funkcjonuje jeszcze bardziej skrajnie niepokojąco, choć ich postawy są zaprzeczeniem zemsty. Skrzywdzeni nie tylko się nie bronią i nie mszczą, ale sami się obwiniają o ciosy zadane przez innych. Przemoc seksualna albo wulgarne przezwiska są w stanie wycisnąć w ludzkim przekonaniu piętno nieistniejącej winy. Ludzie z tej grupy nie są nawet na poziomie zasady „oko za oko”, gdyż przyjmują względem siebie samych takie podejście, jakie mieli ich krzywdziciele. Trawestując zasadę „oko za oko”, powiedziałbym, że po wybiciu im przez kogoś oka, sami wybijają sobie drugie, pozostając ślepi na fundamentalną sprawiedliwość. Udziela się im pogarda krzywdziciela i zaczynają do siebie czuć odrazę.
Ale prawda jest inna. Ten, który dopuszcza się krzywdy, jest w fatalnym położeniu, ponieważ tak naprawdę to on jest ofiarą własnego czynu. Odraza, wzgarda, nienawiść, wściekłość, poniżenie, wstyd, skalanie, dręczące wyrzuty sumienia są jego własnością. Nie jest hańbą być zranionym, lecz raniącym. Gwałt, pobicie, wyzwiska potrafią zachwiać człowiekiem aż do utraty sprawiedliwej oceny wydarzenia. Coraz częściej niestety spotykam osoby, które wstydzą się i czują się winne albo pozbawione godności za to, czego nie uczyniły, ale czego dopuścili się na nich inni. Zasada „oko za oko” nie jest zasadą zemsty, lecz słusznej obrony, i miała ona na celu ograniczenie wendety, czyli zwiększającej się lawiny przemocy. Zemsta lub odwet szuka nie tylko odegrania się na przeciwniku, ale nawet spowodowania większego bólu. Zasada „oko za oko” miała odstraszać innych od podobnych zachowań, była więc w jakimś sensie ostrzeżeniem społecznym.
Jezus wyznacza poziom, na który jeszcze do dziś mogą sobie pozwolić nieliczni: temu, kto cię uderzy w prawy policzek, nadstaw i drugi! Żeby uderzyć kogoś w prawy policzek, trzeba użyć lewej ręki, czyli z reguły słabszej. Nadstawiając lewy policzek, decydujemy się na cios silniejszy wymierzony prawą ręką. Nikt bez doświadczenia miłości Chrystusa nie potrafiłby aż tak potężnie narażać na doświadczenie własnej miłości. Miłość nieprzyjaciół nie jest efektem ewolucji uczuciowej, jest darem z góry.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
o. Augustyn Pelanowski OSPPE