Jezus nie potrzebował chrztu, nie potrzebował oczyszczenia ani wyznania grzechów. On był bezgrzeszny, a jednak kolejny raz pokazał, że chce być do nas, ludzi, we wszystkim podobny.
Przyjął ludzkie ciało i ludzkie ograniczenia, aby pokazać, że rozumie naszą naturę. Przyjął chrzest, aby uświęcić tym samym ten obrzęd i aby pokazać, że jest to konieczne dla nas do przyjęcia Boga do naszego życia.
Jedna rzecz mnie szczególnie uderzyła w tym fragmencie. Jezus po chrzcie natychmiast wyszedł z wody. Nie musiał wyznawać grzechów, więc mógł od razu wyjść, ale słowo „natychmiast” kojarzy mi się z jakimś pośpiechem. Dlaczego? Może dlatego, że nie chciał stać w mule, który gromadzi się na dnie rzeki?
Tak często pomimo wyznania swoich grzechów stoimy jeszcze długo w tej „rzece” i pomimo że jesteśmy już oczyszczeni, to stoimy blisko, a może nawet pośrodku swoich grzechów. Tak trudno jest je porzucić.
A przecież jest wyraźnie napisane, że zaraz gdy Jezus wyszedł z wody, Duch Święty zstąpił na niego. O ileż łatwiej byłoby nam doświadczyć Bożej obecności, gdybyśmy od razu wychodzili z mułu naszych grzechów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozważa Agnieszka Kalisz-Dzik muzyk, absolwentka Akademii Muzycznej w Katowicach